wtorek, 13 września 2016

Epilog

Ashton
Od ślubu Rossa i Courtney minął rok. Państwo Lynch zamieszkali w małym domku, w którym Ross mieszkał jeszcze za kawalera. Teraz ma żonę i Rydel nie musi już gotować mu obiadków.
Pan Lynch świetnie zaadaptował się w pracy nauczyciela i pozostał na stanowisku ku uciesze młodzieży. Tymczasem jego śliczna żona jest na urlopie macierzyńskim, gdyż niedawno urodziła ślicznego synka. Już teraz czule mówi do niego, że w przyszłości zostanie WF-istą jak cała ich rodzina. Z kolei ojciec chce, by został nauczycielem muzyki. Tak czy inaczej malec skazany jest na branżę edukacyjną.
Pan Stephen przeszedł na zasłużoną emeryturę i pomaga Courtney w opiece nad wnukiem. W sumie to cieszy się, że nie ma skośnookiego zięcia. Stara się polubić Rossa i to z dobrym efektem.
Brat Rossa, Riker, spotyka się z przyjaciółką Court, Vanni. Chłopak jest niezmiernie dumny, że jego towarzyszka ukończyła kurs technika kosmetycznego i rozpoczęła pracę w niewielkim salonie upiększającym niedaleko jego domu. Latimer jest teraz na tyle samodzielna finansowo, że nie przychodzi już na zupę do sąsiadów.
Michael nadal prowadzi imprezowe życie i irytuje przybranego brata, Luke’a. Luke wreszcie zdał sobie sprawę, że nie można trzymać pingwina w domu, więc kupił husky’ego i został wolontariuszem w ZOO, gdzie może na co dzień oglądać swoje ulubione zwierzęta.
No i na koniec ja! Ostatecznie wyprowadziłem się od Hemmingsa razem z Calumem i moim pieskiem Soserem. Choć właściciel początkowo rozpaczał, musiał się pogodzić z tym, że nie będzie już miał takich fajnych lokatorów i nie będzie miał z kogo ściągać zawyżonych czynszów. Obiecaliśmy, że od czasu do czasu będziemy go odwiedzać. Mimo, że mój chłopak jest tak bogaty, że oboje nie musielibyśmy pracować, ja nie porzuciłem uczenia. Szczerze, pokochałem już tę pracę, te niegrzeczne dzieci, irytujących rodziców, zdziwaczałe grono pedagogiczne i marudnego dyrektora… Bez nich byłoby mi nudno. Wiadomość o tym, że jestem homoseksualny szybko rozeszła się po szkole, ale nie miałem z tego powodu nieprzyjemności. Wręcz dzięki mnie młodzież bardziej się otworzyła na inność.

----------------------------
Witajcie!
To już koniec tej historii. Było mi naprawdę miło współtworzyć ją z Rikeroholic i dzielić się efektem z Wami, Drodzy Czytelnicy. Dziękuję wszystkim co byli ze mną przez cały ten czas, czytali i komentowali. Jesteście wspaniali <3
Już dziś startuje nowy blog - 'Basement party' z Maxem Schneiderem w roli głównej - a pasmo zmienia nazwę na 'Imprezowe Wtorki'. Godzina 8:00 - jak zwykle.
Pozdrawiam serdecznie i do napisania na nowym blogu!

wtorek, 6 września 2016

Rozdział 21

Ashton
Ross wreszcie się odważył. Tyle razy mówiłem mu, żeby wyznał Courtney co czuje.
- Ross, ale... Ale ja biorę ślub z Calumem. - dziewczyna odwróciła się w stronę Lyncha.
- Nie zaprzeczaj. Przecież też mnie kochasz. - szepnął, a goście patrzyli na nich niczym na bohaterów telenoweli.
Sam Calum stał w miejscu i zapewne nie wiedział o co chodzi.
- Lynch, nie rób sceny i pozwól Courtney być szczęśliwą. - wtrącił się pan Stephen i odsunął Rossa, szarpiąc go za koszulkę. - Proszę kontynuować. - zwrócił się do księdza.
- Nie. - Eaton odezwała się surowo. - Cal... - spojrzała na narzeczonego. - Wybacz, ale... Ty i ja jesteśmy w dwóch innych światów. To nie ma szans. Wybacz. - oddała bukiet Latimer i chciała wybiec.
- Zaczekać! - niespodziewanie  po raz pierwszy, od kiedy się znamy Calum odezwał się "po naszemu", skupiając w ten sposób uwagę wszystkich zebranych.
- Hej! Ty znasz nasz język! - zawołałem z radością i przybiłem mu pionę.
- Ja trrrochę rozumieć. - kontynuował, niezdarnie sklejając zdania.
- Więc wiesz, że Court nie będzie Twoją żoną? - spytałem.
- Tak.  Courtney... - spojrzał na dziewczynę. - My zostać przyjaciel?
- Ależ oczywiście! - odparła, a on nadal wpatrywał się w nią, jakby nie zrozumiał. - Aha, sorry. Może to zbyt trudne dla Ciebie... Tak, my zostać przyjaciel. - dorzuciła i wtuliła się w niego.
Wszyscy goście zaczęli klaskać. Tylko pan Eaton wyglądał na zawiedzonego.
- Ekhę... - ksiądz zwrócił na siebie uwagę. - Wobec tego ślub nie został zawarty. Udzielę tylko błogosławieństwa wszystkim zebranym i...
- Proszę zaczekać! - odezwał się Ross. - Courtney... A może Ty i ja...? - spojrzał na nią wyczekująco. Dziewczyna nie zdążyła nic odpowiedzieć, bo uczniowie zeszli z chóru, otoczyli parę i zaczęli skandować "Rourtney! Rourtney!"
Ta dzisiejsza młodzież... Jak tu ich nie kochać! Choć czasem działają mi na nerwy to urocze jest to jak wierzą w miłość i, że zawsze chcą zakończenia jak z fanfic'u. Chociaż trzeba przyznać, że i ja dałem się ponieść emocjom i po chwili pokrzykiwałem wraz z nimi.
- Dobra, dobra. Stop! - Eaton uniosła ręce do góry. - Wyjdę za Ciebie, Ross! - przyciągnęła chłopaka do siebie i namiętnie pocałowała.
Po chwili wznowiono uroczystość. Szczęśliwa młodzież wróciła na chór i śpiewała z radością Hallelujah.
Calum odsunął się z przed ołtarza, żeby ustąpić miejsce rywalowi i usiadł koło mnie. Na pewno było mu przykro, z powodu tego rozstania, ale starał się tego nie okazywać.
- Hej! Głowa do góry Cal! - objąłem go ramieniem. -  Na świecie jest jeszcze tyle innych kobiet...
- A ja nie chcieć żadnej. - powiedział, co w tej sytuacji było jak najbardziej normalne. Pewnie jeszcze długo będzie pamiętał o tej kompromitacji. - Ja... Watashi wa anata o aishite. - dodał coś niezrozumiałego po swojemu.
- Co powiedziałeś? - spytałem szeptem.
- Watashi wa anata o aishite.- powtórzył.
- Przepraszam. Nadal nie rozumiem. - dodałem.
- Watashi wa anata o aishite. - krzyknął, aż Court odwróciła się od ołtarza.
- Hej, Ash! Chyba masz adoratora! Powiedział, że Cię kocha. - objaśniła. Spojrzałem na rozpromienione oczy Hooda.
- Ja też Cię aishiteimasu. - wyznałem i objąłem go, przy oklaskach zebranych przyjaciół.
Ceremonia zaślubin Rossa i Courtney trwała prawie dwie godziny. Wszyscy tak się rozbawili, że nawet ksiądz opowiadał na kazaniu dowcipy. A ja... bardzo się cieszę z wyznania Caluma. Teraz w końcu wiem, dlaczego nigdy nie miałem dziewczyny. Może po prostu od początku wolałem chłopców...

Savannah
Ale nam Court numer odwaliła! Tego bym się po niej nie spodziewała! To ja zawsze byłam ta niegrzeczna. A tu proszę...
Kiedy dojechaliśmy na salę weselną postanowiłam poderwać Rika. Skoro on jest bratem Rossa, Ross jest teraz mężem Court, a ja i ona zawsze byłyśmy jak siostry to chyba nie powinno być nic trudnego. Chłopak siedział w pobliżu młodej pary.
- Hej! - przysiadłam się koło niego.
- Oh, wy chyba nie mieliście okazji się poznać. - Court wskoczyła między nas. - To jest Vanni, moja przyjaciółka...
- Tak. Znamy się. - przerwał jej mój wymarzony blondasek. - Jak tam Twoje studio fitness? - zagadał.
- Studio fitness? Oh, Vanni. Nie wiedziałam, że wreszcie dostałaś pracę. Gratulacje!  - wtrąciła Court, a ja zrobiłam minę jakbym miała ją zabić.
- Przecież Savannah jest właścicielką Fit & Fun od ponad roku. Prawda? - chłopak opowiedział, to co wymyśliłam podczas naszego pierwszego spotkania. - Wprowadziliście już te nowe zajęcia dla mężczyzn? Byłbym zainteresowany. - dodał.
- Ja... ja... Przepraszam, muszę wyjść do toalety. - powiedziałam i wybiegłam. W tym momencie chciałam zapaść się pod ziemię.

Courtney
Co ta Vanni sobie myślała? Przecież na kłamstwie nie zbuduje się stabilnego związku. Muszę jakoś jej pomóc.
- Przepraszam, pójdę po Vanni. Długo jej nie ma. - odeszłam od stołu.
Tak jak myślałam znalazłam zapłakaną przyjaciółkę w toalecie.
- Hej, Vanni! Wyjdź do nas! - prosiłam.
- Nie wyjdę. Jestem idiotką... - zaszlochała. - Jak mogłam go tak okłamać?! Wstyd mi teraz spojrzeć mu w oczy.
- Przyznam, że to nie było zbyt mądre. - powiedziałam łagodnie. - Ale przecież wszystko może jeszcze da się jakoś naprawić.
- Jak? – uchyliła drzwi kabiny.
- Rozmową. – rzuciłam. – Przyznaj się, że kłamałaś, ale powiedz, że zrobiłaś to dlatego, że Ci się podoba i chciałaś mu zaimponować. Widzisz… Nie zawsze dobrze jest udawać kogoś kim się nie jest. – dodałam niczym rasowy pedagog. Chyba wreszcie odkryłam swoje zawodowe powołanie. Do tej pory myślałam, że jestem Wf-istką, bo to taka nasza rodzinna tradycja. – Chodź. Musimy trochę poprawić makijaż. – chwyciłam Latimer za rękę i zaczęłam ogarniać rozmazany tusz z jej ślicznej twarzy.
Kiedy wyszłyśmy z toalety natknęłyśmy się na Rikera.
- Rik, ja… - moja przyjaciółka chciała się tłumaczyć.
- Nic nie mów. Ross wszystko mi powiedział. – rzucił blondyn.
- I…? – Vanni wpatrywała się w niego jak gdyby czekała na wyrok.
- Myślałaś, że nie polubię Cię takiej jaka jesteś naprawdę? – uśmiechnął się do niej życzliwie. – Szczerze to bez różnicy, czy jesteś tą kierowniczką, czy roznosisz ulotki. Ja serio Cię polubiłem. To co, pójdziemy zatańczyć moja mała kłamczuszko? – wyciągnął do niej dłoń.
- Eee… - Vanni zacięła się i odpowiedziała dopiero kiedy przywaliłam jej z łokcia w bok. – Jasne. – podała mu swoją malutką rączkę.
Patrzyłam jak para wiruje szczęśliwa w tańcu.
- Oh ta Vanni… - powiedziałam sama do siebie.

------------------------------
Witajcie serdecznie!
To już ostatni rozdział, za tydzień pojawi się jeszcze Epilog.
Nasza utalentowana Rikeroholic narysowała specjalnie do dzisiejszego rozdziału rysunek z Rourtney. A o to i on:
Mi osobiście bardzo się podoba. Piszcie co o tym sądzicie. Być może jeszcze kiedyś otrzymamy rysunek od Rikeroholic ;)
Pozdrowionka i do wtorku <3

wtorek, 30 sierpnia 2016

Rozdział 20

Ross
Pomimo, że Courtney już dziesięć minut stała przy ołtarzu, ja nie przestawałem grać pierwszego utworu. Nie mogła być moja, to i nie będzie jego. Przynajmniej tak długo jak się da.
- Panie Lynch, to już dwudziesta zwrotka… - jęczały dzieci.
– Miały być trzy… - Marie prawie zbierało się na płacz.
- Śpiewaj dalej. – zarządziłem i zacząłem wymachiwać pałką.
Spojrzałem w dół i mój wzrok spotkał się ze wzrokiem Courtney. Nie wiem czy chciała, bym już skończył czy odpowiadało jej to przedłużenie.
- Proszę pana słabo mi… - jedna z uczennic odsunęła się od mikrofonu i usiadła na ławkę. Zaraz za nią ruszyły inne dziewczyny, aby się nią zająć.
W związku z wykruszeniem się chórku postanowiłem skończyć utwór. Miałem tylko nadzieję, że kolejny tak powali Court na kolana, że będzie sama prosić, bym to ja do niej wrócił.

Courtney
Co ten Ross w ogóle wyrabia? Owszem, piosenka była piękna, ale dwadzieścia minut? To już przesada. Kiedy wreszcie skończył, ksiądz nas przywitał i rozpoczął ceremonię. Po krótkim wprowadzeniu, zaczęła się ta część, na którą wszyscy czekali.
- Proszę wszystkich o powstanie. – ogłosił kapłan. - Zebraliśmy się po to, aby połączyć węzłem małżeńskim obecnych tu Courtney i Caluma. Jeśli jest ktoś, kto jest przeciwny zawarciu tego związku niech powie teraz lub zamilknie na wieki.
Rozejrzałam się po kościele. Owszem, miałam swoje za uszami, ale nie spodziewałam się, by ktokolwiek o tym wiedział lub jeśli wiedział, by chciał mówić.
- Ja wiem! – najpierw rozległ się głos, a dopiero po chwili zobaczyłam kto to powiedział. – Kocham Cię Courtney. I wiem, że Ty mnie też. – Ross zbiegł po schodach, zostawiając zaskoczonych uczniów na chórku. – Kocham Cię. – powtórzył jeszcze śmielej.

wtorek, 23 sierpnia 2016

Rozdział 19

Ashton
- Calum! Wyłaź już z tej toalety, bo spóźnisz się na swój ślub! – krzyczałem, stukając od dziesięciu minut do drzwi. Pewnie się zestresował tym wszystkim i teraz ma rozwolnienie. No i na co mu był ten ślub? To tylko niepotrzebny stres. A ja jako jego świadek muszę przecież dbać o to by jakoś w kawałku do kościoła dojechał. Courtney by chyba nam obu głowy ukręciła, jeśli by ją przed ołtarzem wystawił. – No idziesz już!? – krzyknąłem jeszcze raz. Po chwili zmarnowany skośnooki pojawił się w drzwiach. – Proszę. – podałem mu chusteczkę, by obtarł usta. Kiwnął głową w podziękowaniu. Nie wiem tylko co mu bardziej zaszkodziło. Czy to wina stresu czy wypitego wczoraj w ogromnych ilościach alkoholu. Raczej to pierwsze. Od czystej wódki chyba by się tak nie pochorował. Z resztą wieczór kawalerski ma się raz w życiu.
Szybko doprowadziłem kumpla do w miarę względnego stanu i zawiozłem do kościoła na ostatnią chwilę. Courtney w białej sukience i różowym futerku czekała już przed budynkiem.
- No jesteś! – podbiegła do ukochanego. – Co tak długo? – spojrzała na mnie z wyrzutem.
- Calum źle się poczuł. – wyjaśniłem.
- Biedactwo…  - pogłaskała go po poliku. - Już w porządku Misiu? – spytała. Chłopak uśmiechnął się szeroko. Zapewne  w ogóle nie zrozumiał o co go pytała.
- Czas już wejść do kościoła. – powiedział pan Eaton, który cały ten czas stał za córką. – Courtney, słoneczko. – podał jej ramię, które ona delikatnie uchwyciła. – Ty Calum, musisz czekać na nią przy ołtarzu. – zwrócił się do przyszłego zięcia. Skośnooki stał jak gapa i nie miał zamiaru się ruszyć. Widziałem, że poczciwy Steavi powoli traci już na niego wszelką cierpliwość. Pewnie wolałby normalnego, amerykańskiego zięcia, a nie taką ciotę, co po kielichu czystej zasypia pod stołem.
- Ja go zaprowadzę. – powiedziałem i wciągnąłem Hooda do kościoła.

Savannah
Courtney prowadzona przez tatę powoli szła po czerwonym dywanie, wprost pod ołtarz. Oh jakie to piękne… Też chciałabym kiedyś wziąć taki ślub. Tylko z kim? Rozejrzałam się po kościele w poszukiwaniu moich znajomych. W pierwszej ławce siedział Micheal z Lukem. Od kiedy to oni tacy grzeczni się zrobili? Myślałam, że w ogóle nie wiedzą co to kościół. Tuż za nimi siedziała jakaś grupka osób, pewnie to ktoś od Caluma. Ale zaraz, zaraz… Rozpoznaję tego chłopaka.
- Courtney! To ten blondasek! Ten co Ci opowiadałam, że nie wzięłam numeru! – krzyknęłam i wskazałam na niego palcem.
Eaton odwróciła się w moim kierunku i kiwnięciem głowy przeprosiła księdza za zakłócenie uroczystości.
- O co chodzi, Vanni? – spytała. – To tylko brat Rossa. Często przychodził do szkoły z kanapkami dla niego. Pogadasz z nim kiedy już wyjdziemy. – rzuciła wyraźnie podirytowana. – Proszę zaczynać. – zwróciła się do księdza.
Uroczystość dopiero co miała się rozpocząć, a ja już marzyłam by się skończyła i bym wreszcie porozmawiała z tym ciachem.

--------------------------
Witajcie serdecznie!
Ten czas tak szybko leci...
Ślub Courtney - już drugi tydzień trwa, a do końca kolejne dwa (+ Epilog) ;)
Rysunek by Rikeroholic specjalnie dla Was!
W piątek (19.08.) wystartował mój nowy blog - 'Dónde está Alex?'. Zapraszam do czytania.
Pozdrowionka i do wtorku <3

wtorek, 16 sierpnia 2016

Rozdział 18

Courtney
Czas do ślubu minął bardzo szybko. Vanni cały czas pomagała mi w przygotowaniach. Niesamowicie cieszyła się, że wybrałam ją na świadkową, ale jednocześnie było jej przykro, że nie zabiorę jej do nowego domu.
- Naprawdę musisz zamieszkać po ślubie z tym skośnookim? – spytała, układając mi włosy.
- Oh, Vanni… Przecież to będzie mój mąż. – odpowiedziałam. – Ale możesz nas często odwiedzać. – dodałam, choć powinnam jeszcze postawić przy tej wypowiedzi gwiazdkę ~ niezbyt często.
- Court jesteś kochana! – przytuliła mnie. Chyba na to liczyła.
- A jak tam twoje poszukiwanie pracy? – zapytałam.
- Praca? Mam już coś na oku. – powiedziała, ale po jej minie zorientowałam się, że kłamie. Ma coś na oku już od pięciu lat… - I gotowe. Zobacz jaka jesteś śliczna. – przysunęła bliżej lustro.
- Dziękuję. – uściskałam ją. Fryzura, makijaż, sukienka… Wszystko mi się bardzo podobało. Tylko czy jestem pewna, że chcę tego ślubu?

Ross
Zgodnie z obietnicą szykowałem się do występu na ślubie Courtney.
- Aaa proszę pana… - jeden z uczniów podbiegł do mnie. – A ta piosenka to będzie na wejście czy później? – wskazał na tekst.
- Po środku. Jak ksiądz będzie zbierał na tacę. – wyjaśniłem. – Chyba Ci się te teksty pomieszały. Poukładam je. – wziąłem od niego teczkę i zacząłem układać kartki w odpowiedniej kolejności.
- Oh, zdążyłyśmy! – matka jednej z uczennic zaparkowała tuż przy schodach kościoła.  – Wysiadaj Marie. – strofowała córkę. – Dzień dobry panie Lynch. Cóż za wspaniała pogoda na ślub. – zagadnęła. – Kiedy ja brałam ślub z ojcem Marie padał grad… Okropna pogoda. Ale tyle czasu już jesteśmy udanym małżeństwem.
- To się cieszę. – odezwałem się po chwili. – Oby panna Eaton była równie szczęśliwa. – dodałem. – Uwaga chórek! – krzyknąłem. – Wszyscy są? To proszę do kościoła. Zdążymy jeszcze zrobić próbę. – wszedłem do kościoła, a dzieci wciąż stały na dworze.
- E! Nie słyszeliście co pan Lynch do Was mówi!? – wrzasnął mój brat Riker, który specjalnie przyszedł, aby mi pomóc rozstawić mikrofony. Ku mojemu zdziwieniu cała grupa bez ociągania zjawiła się w środku. Rik to do prawdy ma zdolności pedagogiczne.

Ćwiczyliśmy piosenki, a pani Holker non stop poprawiała kołnierzyk przy sukience córki, rozpraszając przy tym pozostałych.
- Może już pani usiąść na dole? – zaproponowałem grzecznie.
- Ale tu jej tak trochę odstaje… - zaczęła się tłumaczyć. – Te szkolne stroje są totalnie do niczego.
- Nie było dyrektora stać na inne. – powiedziałem.
- To wcale dużo nie kosztuje, a znacznie lepiej by wyglądało. Jakby tu trochę podciąć, rękawy zrobić inne… - szczypała córkę jak manekina.
- Auć. Mamo. Pan Lynch ma rację. Idź już usiądź na dół. – szepnęła Marie.
Matka zdążyła ją jeszcze piętnaście razy przeczesać, cztery razy poprawić sukienkę i trzy razy pocałować, a następnie poszła. Biedna dziewczynka. Przy takiej mamie to ona szybko się nie usamodzielni. A mówi to dorosły facet, któremu siostra nadal gotuje obiadki, a brat przynosi do pracy kanapki.

wtorek, 9 sierpnia 2016

Rozdział 17

Ross
Po dwóch tygodniach przywrócono mnie do pracy. Dyrektor uznał, że jednak nie było to, aż takie przewinienie, bo w sumie uczniowie byli bezpieczni. Podobno ktoś z rady pedagogicznej się za mną wstawił. Chętnie podziękowałbym tej osobie, bo pokochałem uczenie, ale nie mam pojęcia kto to był. Na pewno nie pan Eaton. Ten to by mnie w łyżce wody utopił, gdyby mógł. A Courtney... Ona też raczej nie... Pewnie sama się boi, żeby jej nie wywalili, gdyby ktoś się dowiedział, że to jej wina.
Wszedłem do pokoju nauczycielskiego. Wszystkie stare nauczycielki natychmiast przerwały ploty. Jak ja nie cierpię ludzi, którzy nie mają innego zajęcia tylko obmawiają innych. Nieustannie słyszę jak dyskutują na temat uczniów i ich rodziców. "Ten jaki leser", "Tego ojciec to pijak". Nie widzą, że to może kogoś zaboleć? Przecież to chyba nie dziecka wina, że takich ma rodziców?
Usiadłem przy stoliku, a po chwili przyłączył się do mnie Ash.
- Ross! Jak super, że wróciłeś. - poklepał mnie przyjaźnie po plecach. - Słyszałeś, że Court się zaręczyła? - spytał.
- Nie. Nie wiedziałem. - odparłem. W myślach karciłem się "Jak mogłeś tego nie wiedzieć? Jak?". W sumie przez cały ten czas "urlopu" byłem odcięty od tego co się tu działo. Zastanawiałem się nad sobą, nad tym czego w ogóle od życia chcę i w którą iść stronę.
- Teraz to dopiero Court będzie miała luksusy... - Irwin kontynuował. - Cal chce z nią zamieszkać w apartamencie na dwunastym piętrze z widokiem na plażę... Nie będzie musiała pracować... Rozglądał się już nawet za jakimś odjazdowym autkiem dla niej... Szczęściara, co? Oczywiście to wszystko po ślubie. Ciekawe tylko w jakim wyznaniu go wezmą... Jak on jest buddystą, a ona chrze... - urwał. -  Ej, Ty mnie w ogóle słuchasz, Ross?
- Tak. Tak. Ale teraz muszę już iść na zajęcia. To na razie, Ash! - rzuciłem i chciałem odejść, ale w drzwiach zderzyłem się z Courtney. - Przepraszam. - powiedziałem.
- To ja przepraszam. - szepnęła łagodnie.
- Gratulacje z powodu zaręczyn! - dodałem, starając się by zabrzmiało to szczerze i naturalnie, choć byłem pełen zazdrości, że to nie ja tylko jakiś skośnooki będzie ją miał.
- Dziękuję. - odpowiedziała.
- Macie już datę ślubu? - zapytałem.
- Czternasty kwiecień. - wyznała.
- To ponad pół roku. - szybko zliczył Ash. - A gdzie? W kościele? - dopytywał.
- Tak. Zdecydowaliśmy, że weźmiemy ślub w moim wyznaniu. - wyjaśniła.
- To może Ross i jego chórek zaśpiewaliby dla Was podczas uroczystości? – wypalił Ashton.
- To chyba nienajlepszy… - próbowałem się wykręcić.
- Oh, zrobiłbyś to dla mnie Ross? – Eaton zrobiła swoją popisową minę nr 5 ~ błagające szczenię.
- Dobra. Okay. – odpowiedziałem, choć w głębi serca myśl o tym, że będę widział ją ślubującą z innym mężczyzną przyprawiała mnie o łzy.

wtorek, 2 sierpnia 2016

Rozdział 16

Courtney
Od wycieczki minęły już trzy dni. W szkole nie mówi się o niczym innym tylko o tej sytuacji z Rossem. W sumie to trochę żal mi go. Kto by pomyślał, że przez jeden taki żart może prawie stracić pracę. Położyłam na stole w pokoju nauczycielskim kanapki i wyjęłam z szafki kubek by zrobić sobie herbatę.
- O Court. Na dworze czeka jakiś skośnooki i chyba chce z Tobą gadać. - oznajmiła moja koleżanka Diane.
- To mój chłopak. - odpowiedziałam - Dzięki. - rzuciłam i wyszłam zobaczyć co tak nagłego się stało, że przyjechał do mojej pracy.
Kiedy wyszłam przed budynek ujrzałam pełno balonów, serpentyn, kwiatów i stojącego na środku Cala z pluszowym misiem i bombonierką. Chłopak padł na kolana i nie musiał nic mówić i tak wiedziałam, że to oświadczyny. Mnóstwo uczniów zebrało się na boisku, a pozostali wyglądali z okien. Hood wpatrywał się mi prosto w oczy,  jakby czekając aż coś odpowiem.
- Dobra, okay. Wyjdę za Ciebie. Tylko nie rób tu scen. Uczniowie patrzą. - pociągnęłam go, aby wstał. Chyba nic nie zrozumiał, bo nadal klęczał. Taki jest niestety minus związku z obcokrajowcem. Nie zawsze wie co do niego mówisz. Westchnęłam głęboko. - Tak. Powiedziałam TAK. - wyartykułowałam mu to z największą cierpliwością na jaką się zdobyłam. Tym razem dotarło, bo ukochany natychmiast założył mi na palec pierścionek, wcisnął do rąk pluszaka i wszystko to co przyniósł. Pocałowaliśmy się. Zewsząd rozniosły się oklaski, więc przypomniałam sobie, że nie jesteśmy sami. - Muszę wracać na lekcje. - oznajmiłam mu ze smutkiem. - Ale może wieczorem pójdziemy coś zjeść. - dodałam. Chłopak pokiwał radośnie głową i zaczął coś mówić, ale go nie zrozumiałam. Serio, jak tak dalej pójdzie i nikt go nie nauczy choćby podstaw języka to naszym małżeństwie będzie potrzebna jeszcze trzecia osoba... Tłumacz.
Weszłam do pokoju nauczycielskiego, gdzie Ash siedział przy stoliku i sprawdzał kartkówki.
- O! Śliczne kwiatki! - podniósł głowę i zwrócił uwagę na bukiet, który wstawiałam do wazonu. - Ten Calum to zna się na rzeczy. Też bym chciał by mi się kiedyś ktoś tak oświadczył. - westchnął.
- Co!? To chyba Ty musisz się komuś oświadczyć. - odpowiedziałam, ale widząc minę Irwina przestałam drążyć temat i zajęłam się pracą.
Godziny mijały mi strasznie powoli... Ale przynajmniej temat moich zaręczyn przyćmił zupełnie sprawę z Rossem. Ciekawe co on by powiedział, gdyby widział to co wszyscy rano. Czy by mi pogratulował? A może byłby zazdrosny? Wróciłam do domu, gdzie Vanni jak zwykle leżała na kanapie.
- Hej! - krzyknęła do mnie, wisząc głową w dół. - A co to za okazja?  - wskazała na prezenty od Cala.
- Zaręczyłam się. - odpowiedziałam, przysuwając bliżej niej rękę z pierścionkiem.
- Jaki klejnot... To chyba diament. - zachwycała się. - Ale z tego Rossa odpowiedzialny gość! Raz się przespaliście, a on już... Czekaj, czekaj... Wpadliście? - wypaliła.
- Nie... Znaczy się... - zaczęłam się tłumaczyć.  - To nie Ross się oświadczył. Tylko Calum. - wyjaśniłam.
- Aaaaa. - Latimer usiadła w normalnej pozycji i popatrzyła na mnie. - I zgodziłaś się? Przecież wszyscy wiedzą, że go nie kochasz i że podoba Ci się Lynch. - rzuciła, a następnie podniosła z podłogi kawałek chipsa, dmuchnęła na niego, żeby oczyścić go z kurzu i zjadła. Nie wiem co mnie bardziej oburzyło. To jej niechlujstwo czy insynuacje...

wtorek, 26 lipca 2016

Rozdział 15

Ashton
Siedziałem w pokoju nauczycielskim, kiedy jak burza wpadł do niego Ross.
- O cześć! Jak tam po wycieczce? – spytałem, dopiero teraz zauważając, że jest wyraźnie wściekły. – Co się stało?
- Dyrektor mnie zawiesił, do wyjaśnienia sprawy. – powiedział, rzucając na stół plik dokumentów. – Wszystko przez to, że zgubiłem się na wycieczce i prze cały dzień szukałem drogi powrotnej. Stwierdził, że naraziłem grupę na niebezpieczeństwo…
- Przecież oni zostali w ośrodku z Court i panem Eatonem? – przypomniałem sobie, że tak mówiła ta nowa panienka Mike, co pomieszkiwała u nas przez kilka ostatnich dni, wyprowadzając mnie swoim brakiem manier z równowagi…
- Istotnie. Byli w ośrodku, ale dyrektor uznał, że taka sytuacja nie miała prawa się wydarzyć… A Ty skąd o tym wiesz? – zapytał. – Pewnie pan Eaton już wszystkim powiedział.
- Długa historia. – machnąłem ręką. – I nie ma nic wspólnego z starym, poczciwym Steavim…
- Steavim? – zdziwił się.
- A no tak. Tak na niego mówimy. Jest dla nas wszystkich takim surowym dziadkiem. Ogólnie to Court powinna już się zabrać za wnuki dla niego, żeby miał zajęcie na emeryturze…
- Do rzeczy. – pośpieszył mnie, choć ja bym mógł temat młodej Eatonki ciągnąć godzinami.
- Przez ten czas jaki byliście na wycieczce pomieszkiwała u nas współlokatorka Courtney. Jak to jej było na imię…
- Vanni? – podsunął.
- O właśnie… Vanni. – podziękowałem skinieniem głowy. – I ona powiedziała, że to Court wycięła Ci taki numer i wyciągnęła w nocy na środek jeziora. Potem wszyscy się bali, że utonąłeś. Ale świetnie, że wróciłeś. – poklepałem go po ramieniu i poszedłem na lekcje.

Rydel
Poszłam do domu Rossa, by jak co dzień ugotować mu obiad. Biedaczek nie dojada, bo całe dnie spędza w pracy. Brat wrócił do domu szybciej niż powinien.
- Nie masz dziś zajęć? – spytałam.
- Zawiesili mnie. Grozi mi zwolnienie. – oznajmił i rzucił swoją torbę na krzesło. – A to wszystko przez Courtney. – dodał. – I pomyśleć, że jeszcze dwa dni wcześniej kochaliśmy się.
- Uprawialiście seks na wycieczce!? Przy uczniach!? – krzyknęłam jakby to była wiadomość stulecia.
- Tylko nie mów nikomu. Nie chcę by mama się dowiedziała. Uczniowie już spali, a ja i panna Eaton… Spędziliśmy najpiękniejszą noc w naszym życiu. – uciekł wzrokiem w krainę marzeń.
- I za to chcą Cię wywalić? – sprowadziłam go na ziemię.
- Nie. To zupełnie nie o to chodzi. – odparł.
Przysunęłam do niego talerz z kopytkami. Chłopak zjadł wszystko, a następnie zaczął mówić. Opowiedział mi o żartach z duchami i radiem oraz o numerze, który wycięła mu Courtney. W sumie to się nie dziwię, że chcą go zwolnić. Ja bym nie posłała swoich dzieci na wycieczkę z tak nieodpowiedzialną osobą. Oczywiście, gdybym je miała.

------------------------
Witajcie serdecznie!
Dziś w rozdziale mało Courtney (bo tylko o niej powiedziane), ale... Mam niespodziankę!
Ci co lubią Court i Vanni - na pewno pokochają także mój nowy blog 'Tomorrow always happen too soon...' z nimi w roli głównej. Zapraszam serdecznie, w czwartek już 2 rozdział.
Pozdrowionka i do napisania <3

wtorek, 19 lipca 2016

Rozdział 14

Courtney
Noc minęła spokojnie. Dzieci były grzeczne, nikt nie wykręcał nikomu numerów. Może tylko dziewczynki trochę płakały, bo tęskniły za panem Lynchem. Jedna z nich zaproponowała nawet, żeby odmówić za niego różaniec. Nie miałam nic przeciwko, ale sama się  nie przyłączyłam. Różaniec kojarzy mi się ze zmarłymi. A Ross… Chyba jeszcze żyje… Chłopacy chcieli zrobić nocne poszukiwania, czego stanowczo zabroniłam, bo nie chciałam by zgubiło się jeszcze więcej osób.
Rano wybraliśmy się na śniadanie. Potem mieliśmy już tylko spakować torby i szykować się do wyjazdu na dworzec. Tata Stephen zachęcał grupę by przygotowali sobie więcej kanapek na drogę. Oni tego nie zrobili. Później pewnie znów będą jeść fast foody na postoju albo inne niezdrowe świństwa. Usiadłam przy stoliku dziewcząt.
- Jak się spało? – zapytałam.
- Nie spałyśmy. Robiłyśmy nocne czuwanie za pana Lyncha. – oznajmiła Marie.
- Boże… - rzuciłam sarkastycznym tonem. Jestem wierząca, nie mam nic przeciwko kościołowi, ale bez przesady. Po co zarywać noc w tak błahej sprawie? – Jak przyjedziecie do domu to pewnie padniecie jak muchy. No jeść, jeść. – pogoniłam je.
- O proszę, proszę! Kto tu raczył się pojawić! – krzyknął mój tata. Odwróciłam się.
- O pan Lynch! Bóg nas wysłuchał! – wszystkie dziewczyny podbiegły i zaczęły tulić mokrego, brudnego Rossa.
Nie wiem do końca czy to zasługa Boga, ale chyba dobrze, że się znalazł. Przynajmniej unikniemy przykrej rozmowy z dyrektorem i okresu żałoby w szkole.
- Dobrze Cię widzieć. – powiedziałam. – Idź się przebierz. Zaczekamy. – dodałam i wraz z grupą opuściłam stołówkę.

Ross
Na szczęście udało mi się odnaleźć nasze domki. Kto by przypuszczał, że byłem już tak blisko nich, tylko przez zapadający zmrok wydawało mi się, że są znacznie dalej. Chciałem iść się wysuszyć, ale zatrzymał mnie pan Eaton.
- Rozumiesz co Ty najlepszego narobiłeś!? Jesteś totalnie nieodpowiedzialnym smarkaczem! Wybyłeś sobie, zostawiłeś grupę, a teraz jeszcze zgrywasz wielkiego bohatera, że do nas wróciłeś! – zbeształ mnie jak psa.
- Proszę mi dać wyjaśnić. Ja… - zacząłem, ale mi przerwał.
- Jutro dyrektor dowie się o wszystkim. – powiedział surowo. – Masz olbrzymie szczęście, że moja córka i ja tu byliśmy. Inaczej prócz problemów z dyrektorem, miałbyś sprawę w sądzie. – sapał się. – No idź już się wysusz. Nie będziemy wieki na Ciebie czekać. – dodał.

Wszedłem do domku wściekły. Zmarnowałem cały dzień takiego interesującego wyjazdu. Szybko założyłem na siebie czyste ubranie, a resztę wrzuciłem do walizki. Mam nadzieję, że pan Stephen trochę ochłonie i nie zgłosi tej sprawy do dyrekcji. W przeciwnym razie wyrzucenie z pracy mam gwarantowane.

--------------------------
Witajcie serdecznie!
Mam dziś dla Was małą niespodziankę... Pierwotną wersję perspektywy Courtney, która w wyniku małej pomyłki zabraniała odmawiania różańca ;) (Oh ta Rikeroholic... Zawsze coś zabawnego wynika ze współpracy z nią).

"Noc minęła spokojnie. Dzieci były grzeczne, nikt nie wykręcał nikomu numerów. Może tylko dziewczynki trochę płakały, bo tęskniły za panem Lynchem. Jedna z nich zaproponowała nawet, żeby odmówić za niego różaniec, a chłopacy chcieli zrobić nocne poszukiwania, czego stanowczo zabroniłam..."

Mam nadzieję, że bonus się podoba.
Pozdrowionka <3

czwartek, 14 lipca 2016

LBA

Witajcie serdecznie!

Jakoś nie mogłam się zebrać (przygotowania do wyjazdu nad morze zabierają tyle czasu...), by wstawić odpowiedź na nominację do LBA od Tajemniczej Dziewczyny z bloga 'Baby, I think I've lost my mind', za którą z całego serca dziękuję <3

Oto pytania i odpowiedzi:
1. Masz jakieś nietypowe uzależnienia? (np. nałogowe picie herbaty, częste kupowanie książek lub ich czytanie)
Wieczorne pogaduszki z Rikeroholic.
2. Jakie masz plany na te wakacje?
Jechać na kilka dni do Władysławowa.
3. Gdybyś miała wyjechać gdzieś zagranicę, dokąd byś pojechała?
Stany Zjednoczone, Los Angeles
4. Jaka jest Twoja ulubiona marka samochodów?
Renault
5. Wolisz laptopa, czy komputer stacjonarny?
Komputer stacjonarny, zdecydowanie.
6. Kiedy dokładnie zaczęłaś pisać opowiadania?
Uh, nie pamiętam. Pierwsze blogerskie chyba w lutym 2014, publikowane od końca maja 2014
7. Jakie jest Twoje największe marzenie?
To moja słodka tajemnica ;)
8. Jaki masz numer buta?
Różnie to wypada... Raz 38, raz 39...
9. Co najczęściej jesz na śniadanie?
Bułkę z szynką lub serem i kabanosy.
10. Jak często wchodzić na Facebooka?
Raz dziennie, chyba, że z kimś wymieniam wiadomości.
11. Czytasz jakieś opowiadania na Wattpadzie? Jeśli tak, to jakie?
Czytam kilka m.in. 'Zapach Kobiety' Sierantowej Rossa (jeden z moich ulubionych).

Tym razem nie nominuję nikogo. Zapraszam na nowy rozdział we wtorek o 8:00.

wtorek, 12 lipca 2016

Rozdział 13

Courtney
Nadszedł wieczór, a Rossa nadal nie było. Mój tata nadal się wściekał za ten numer, ale kto by przypuszczał, że ten kretyn nie będzie umiał dopłynąć do brzegu. Dzieci już się martwiły. Musiałam ich uspokajać, że ich ulubiony pan Lynch nie utonął i znów z nas żartuje, chociaż sama coraz mniej w to wierzyłam.

Ross
Zaraz miało się ściemniać, a ja się pogubiłem. Las z tej, las z tej… Wydaje mi się, że obszedłem już jezioro dookoła, a wciąż wracam w to samo miejsce. Postanowiłem nie błądzić dalej. Usiadłem pod drzewem i poczułem, że zaraz zmorzy mnie sen. Na dodatek wszystko zaczęło mnie swędzieć. Chyba pogryzły mnie komary, a na dodatek przysiadłem na trujący bluszcz. Pomyślałem o mojej grupie. Na pewno Courtney i jej tata dobrze się nimi zajmują, ale pewnie też uważają, że ja jestem nieodpowiedzialny, bo ich zostawiłem. Cóż, z samego rana znów wyruszę na poszukiwania domków i wszystko wszystkim wyjaśnię.

Savannah
Ten Michael i jego kumple są mega mili. Pozwolili mi zostać na kolacji. W sumie to nie przyznam im się, że stołuję się u nich, bo Courtney nie zostawiła mi więcej pieniędzy, a zapasy w lodówce szybko się skończyły.
- Przyniosłem piwo! – oznajmił Ashton i postawił na stole pięć butelek.
Dorwałam się do swojej i jednym łykiem wypiłam połowę.
- Do Bre. – beknęłam.
Ashton spojrzał na mnie zszokowany, więc rzuciłam krótkie ‘przepraszam’ i było po sprawie. U Courtney w domu na pewno takie zachowanie by już nie przeszło. Dostałabym reprymendę i kazanie na temat dobrego wychowania przy stole. Chyba zamieszkam u Clifforda. 

niedziela, 10 lipca 2016

LBA

Moja kochana Rebel Yell z bloga ross-lynch-sound-of-silence.blogspot.com nominowała mnie do LBA (chyba każdy wie o co w tym chodzi). Dziękuję <3

Oto pytania od niej:
1. Czy farbowałaś kiedyś włosy?
Nigdy. Szkoda mi mojego koloru.
2. Potrafisz grać na jakimś instrumencie?
Uczyłam się grać na gitarze, lecz niewiele na niej umiem zagrać. Za to umiem na tamburynie i trójkącie.
3. Jaka jest Twoja ulubiona książka?
Lubię kilka m.in. "Gwiazd Naszych Wina".
4. Przeprowadzałaś się kiedyś?
Nie. Od zawsze w tym samym mieście i mieszkaniu.
5. Co najbardziej lubisz/lubiłaś w swojej szkole?
W starej szkole najbardziej lubiłam nauczycieli i atmosferę, która tam panowała.
W obecnej szkole początkowo lubiłam nauczycieli, lecz teraz za nimi nie przepadam.
6. Gdybyś musiała do końca życia słuchać jednego wykonawcy, to kto by to był?
Uh... Trudne pytanie... Ale chyba jednak R5 <3
7. Wolałabyś się cały czas ubierać na czarno, czy na kolorowo?
Myślę, że na kolorowo. Przeważnie takie ciuchy mam w swojej szafie.
8. Jakie było Twoje pierwsze wrażenie o mnie?
Pomyślałam 'O kurde, jaka utalentowana i sympatyczna.' i od razu chciałam Cię lepiej poznać.
9. Gdybyś mogła się zamienić z jakimś celebrytą ciałami na 24 godziny, to kto by to był?
Umm... Chyba Savannah Hudson. Jest naprawdę śliczna.

10. Gdybyś była superbohaterką, to jaką miałabyś moc?
Miałabym moc sprawiającą, że ludzie by znikali (w szczególności Ci, których nie lubię).
11. Byłaś kiedyś na jakimś koncercie?
Byłam na kilku takich miejskich oraz na R5 (30.09.2015, Warszawa).


Ja nominuję:


A o to pytania ode mnie:
1. Jakich wykonawców najczęściej słuchasz?
2. Jakich portali społecznościowych używasz i który z nich jest twoim ulubionym?
3. Jaki gatunek książek najchętniej czytasz? Czy masz swojego ulubionego autora?
4. Czy uważasz, że w Polsce powinny zostać zlegalizowane związki małżeńskie pomiędzy dwoma osobami tej samej płci?
5. Jakie trzy słowa określają twój wygląd, a jakie trzy twój charakter?
6. Czy są jakieś pary, które shippujesz?
7. Co sądzisz o tzw. 'fandomowych dramach'? Czy bierzesz w nich udział?
8. Co myślisz o hejtowaniu kogoś tylko dlatego, że spotyka się z twoim idolem lub jest odmiennej orientacji?
9. Wolisz oglądać koncerty na żywo czy w internecie/telewizji?
10. Czy zawiodłeś się kiedyś na kimś, kto mówił, że jest twoim przyjacielem?
11. Czy masz jakieś motto życiowe, którym się kierujesz? Możesz podać kilka.


Na dziś to wszystko. Zapraszam na nowy rozdział we wtorek o 8:00.

wtorek, 5 lipca 2016

Rozdział 12

Savannah
Nie miałam kontaktu z Courtney już kilka dni, więc postanowiłam, że po przywróceniu mieszkania do przyzwoitego stanu, Mike strasznie nabałaganił ostatnią imprezą, zadzwonię do niej. Wyciągnęłam z kieszeni komórkę i wykręciłam numer do przyjaciółki.
- Cześć Courtney! Co słychać? Wszystko okay? – zasypałam ją pytaniami, gdy tylko odebrała.
- O Vanni. Dobrze, że dzwonisz. Mam i tyle do opowiedzenia… - zaczęła nawijać, a ja słuchałam, turlając się ze śmiechu.
Cała Eaton ~  w zemście bywa naprawdę okrutna. Tym razem wykręciła koledze z pracy taki numer, że aż słów brakuje… Wyciągnęła śpiącego Lyncha nad jezioro i pozwoliła mu odpłynąć w siną dal. Ciekawe tylko kiedy wróci i odegra się na niej za to…
- Ale ty wiesz, że bez niego nie możecie wrócić? – spytałam ją, gdy na chwilę przerwała.
- No, tak. Ale on jeszcze wróci. Mój tata zgłosił jego zaginięcie, więc raz dwa go znajdą. – oznajmiła nieco lekceważąco. – A teraz opowiadaj co u Ciebie? Mieszkanie jeszcze jest całe?
- Tak, tak… Mieszkanie wygląda tak samo jak przed twoim wyjazdem, a ja mam się dobrze. Poznałam ostatnio w sklepie takiego przystojnego blondyna, ale zapomniałam wziąć od niego numer…
- Jeszcze się spotkacie, zobaczysz. – Court jak zwykle była optymistką. – Wiesz co, muszę kończyć. Trzeba zabrać grupę na obiad do Tawerny. Pa Vanni. – rzuciła szybko i rozłączyła się.
- Pa. – odpowiedziałam, choć i tak mnie nie słyszała.
Postanowiłam, że i ja zjem coś na lunch. Zajrzałam do lodówki. Była… Pusta? Zdziwiłam się. Przecież dwa dni temu robiłam zakupy, które powinny wystarczyć do powrotu Courtney. No cóż… Wproszę się do moich znajomych…

Luke
Te darmozjady tak mnie irytują, że czasami mam ochotę przyj***ć im tłuczkiem do mięsa w łeb. Michael przyprowadził ostatnio do domu trzy laski, które do tej pory nie chcą się wyprowadzić, Calum ciągle coś gada po japońsku, a Ashton całe dnie spędza w pracy, że nawet nie mam czasu z nim pogadać o kosztach wynajmu. Podnieśli cenę wody, więc trzeba podnieść wysokość czynszu. Może płaćmy też podatek od deszczu, słońca i śniegu?

Calum (w tłumaczeniu)
Courtney wyjechała na wycieczkę ze szkoły i nadal do mnie nie zadzwoniła. Tęsknię za nią, bardzo tęsknię.
Przyszedłem do kuchni, gdzie Luke gotował zupę na obiad.
- O, Cal. Mógłbyś mi pomóc i wyprowadzić psa Irwina? – zapytał mnie, a ja nie do końca to zrozumiałem.  Spojrzałem na niego zdziwiony. – Yh, nie rozumiesz? – popatrzał na mnie i przyprowadził psa. – Wyprowadź go. – wcisnął mi smycz do ręki i wypchnął za drzwi.
Za jakie grzechy mam wyprowadzać to małe, pokraczne coś? Czemu Irwin nie zabierze go do pracy, jak to zrobił jednego razu? Czemu?

Ashton
Czas w pracy mijał szybko. Zastępstwo za Rossa, przerwa. Lekcja według planu, przerwa. I tak dalej.
Gdy skończyłem czwartkowe zajęcia, udałem się do pokoju nauczycielskiego po swoje rzeczy. Urocza koleżanka od angielskiego znów pojawiła się w drzwiach akurat, gdy miałem zamiar wyjść.
- Hej Ashton. Mam do Ciebie prośbę… - zaczęła bawić się pasemkiem swoich rudych włosów.
- Nie! Nie dam się więcej wrobić w te kwiatki! – krzyknąłem i zatrzasnąłem drzwi.
Wreszcie od kilku dni mogłem wrócić do domu o normalnej porze i napić się piwa.

Michael
Zasiedliśmy do stołu, a Luke podał zupę ~ ogórkową z makaronem. Ale co tam. Lepsze to niż nic. Jedliśmy w ciszy, gdy ktoś zapukał do drzwi.
- Ja otworzę. – oznajmił Ash.
Po chwili wrócił z Vanni.
- No cześć chłopaki! Czuję tu niezłą ogórkową. Mogę się przyłączyć? – nie czekając na odpowiedź, usiadła do stołu.
-  Naleję Ci. – Luke poczuł się w roli gospodarza. Chyba już zupełnie zapomniał jak to Latimer kiedyś zniszczyła jego lodowe zapasy. – Smacznego. – przysunął jej pod nos miskę i łyżkę.
Spojrzałem na dziewczynę i od razu odechciało mi się jeść. Może i była ładna, ale spożywała posiłek jak totalna świnia. Zupa ciekła jej po brodzie, dookoła było nachlapane, a jej usta nie zamykały się tylko non stop paplała jak najęta.
- No, bo Courtney… - rzuciła za nim wzięła kolejną porcję. – Pojechała, z klasą i tym całym Rossem na wycieczkę… Ten Ross to jej się chyba podoba… Bez urazy Calum. A nie, Ty i tak nie rozumiesz… No i Courtney wyciągnęła tego Rossa, na materacu, na środek jeziora no i sobie popłynął…
- Jak to popłynął!? – oburzył się Ashton. Chyba przeraziła go perspektywa kolejnych zastępstw za nauczyciela, który już nigdy może nie wrócić.
- Normalnie. – odpowiedziała Vanni i podniosła miskę, by wypić resztę zupy. Niefortunnie chwyciła ją tak, że zawartość wylała się jej na sukienkę brudząc przy okazji też Hemmingsa i Irwina. – Sorry. Mogę prosić dokładkę?

wtorek, 28 czerwca 2016

Rozdział 11

Courtney
Po tych wszystkich atrakcjach, które zapewnił mi Ross, postanowiłam nie czekać z zemstą zbyt długo. Weszłam do jego domku. Spał słodko, aż żal by było go obudzić. Mamrotał coś przez sen. Wtedy wpadłam na pomysł. Chwyciłam narożnik materaca, na którym leżał i pociągnęłam, aż na zewnątrz. Domki były niedaleko jeziora. Wyobraziłam sobie minę Lyncha, gdy obudziłby się na środku zbiornika wodnego. Ciekawe czy wtedy też byłoby mu do śmiechu. Choć było to trudne, jakoś dopchałam materac na brzeg wody i spojrzałam jak Ross coraz bardziej od niego odpływa.
- Bon vouayage! – krzyknęłam i wróciłam do pilnowania grupy.

Ross
Usłyszałem krakanie ptaków, a moje oczy prześwietlił blask słońca. Przeciągnąłem się i zauważyłem, że coś jest nie tak. Nade mną było niebo, a pode mną… Woda? Usiadłem na materacu, który teraz był już raczej pontonem. Zastanawiałem się kto mógł mi wykręcić taki numer. Przy użyciu rąk próbowałem dopłynąć do brzegu. Jak ja tylko dorwę tego kto sobie ze mnie zażartował…

Stephen
Kiedy wszedłem do stołówki Courtney i uczniowie już tam byli.
- Dzień dobry. Smacznego. – powiedziałem wszystkim i usiadłem obok córki.
Nigdzie nie zauważyłem tej dowcipnej mordy Lyncha.
- Gdzie jest Ross? – spytałem Court.
- Chyba zaspał. – oznajmiła z rozbawioną miną i ugryzła kanapkę.
- Cóż za nieodpowiedzialność. – szepnąłem. – Za moich czasów to było niedopuszczalne, by zostawić grupę bez opieki.
- Przecież my jesteśmy. – rzuciła z pełną buzią.
Nadal nie rozumiem co ją tak bawiło. Przecież to poważne naruszenie regulaminu.
- Pójdę go zbudzić. – dodałem i po zjedzeniu śniadania, niezwłocznie ruszyłem do domku Lyncha. – Ross! Otwórz! – stukałem, ale nikt nie otwierał. A jeśli coś mu się stało?
Courtney ubrała swoje przeciwsłoneczne okulary i rozsiadła się przed domkiem. Dzieci w tym czasie grały w piłkę.
- Lynch chyba mocno śpi. – powiedziałem, siadając obok niej. – Myślisz, że coś mu się stało?
- A może uciekł, bo przestraszył się grupy? – zaśmiała się.
- Courtney, to poważna sprawa. – zestrofowałem ją. – Pójdę po zapasowy klucz do jego domku. – wstałem.
- Nie ma takiej potrzeby. Tam go nie ma. – odparła. – Wysłałam pana Lyncha w długi rejs…
- O czym Ty mówisz? – zapytałem.
- Ross i jego materacyk popłynęli sobie na środek jeziora… - wskazała odpowiedni kierunek.
- Wiesz co najlepszego narobiłaś!? A jeśli się utopił!?
- Tam nie jest głęboko. – powiedziała, smarując się kremem z filtrem.
Jednak miałem rację. Ci dzisiejsi nauczyciele mają chyba nie do końca w porządku z głowami. Czuję się jak gdybym był jedyną dorosłą osobą na tym biwaku.
- Pójdę zgłosić zaginięcie nauczyciela. – oznajmiłem.

---------------------------
Witajcie serdecznie!
U nas wakacje, a na blogu dopiero wrzesień - nieco sarkastyczne co nie?
Ogólnie to jeden z moich ulubionych rozdziałów, więc mam nadzieję, że Wam także się podoba.
Pozdrawiam i życzę udanego odpoczynku!