Courtney
Od wycieczki minęły już trzy dni. W szkole nie
mówi się o niczym innym tylko o tej sytuacji z Rossem. W sumie to trochę żal mi
go. Kto by pomyślał, że przez jeden taki żart może prawie stracić pracę.
Położyłam na stole w pokoju nauczycielskim kanapki i wyjęłam z szafki kubek by
zrobić sobie herbatę.
- O Court. Na dworze czeka jakiś skośnooki i chyba
chce z Tobą gadać. - oznajmiła moja koleżanka Diane.
- To mój chłopak. - odpowiedziałam - Dzięki. -
rzuciłam i wyszłam zobaczyć co tak nagłego się stało, że przyjechał do mojej
pracy.
Kiedy wyszłam przed budynek ujrzałam pełno
balonów, serpentyn, kwiatów i stojącego na środku Cala z pluszowym misiem i
bombonierką. Chłopak padł na kolana i nie musiał nic mówić i tak wiedziałam, że
to oświadczyny. Mnóstwo uczniów zebrało się na boisku, a pozostali wyglądali z
okien. Hood wpatrywał się mi prosto w oczy,
jakby czekając aż coś odpowiem.
- Dobra, okay. Wyjdę za Ciebie. Tylko nie rób tu
scen. Uczniowie patrzą. - pociągnęłam go, aby wstał. Chyba nic nie zrozumiał,
bo nadal klęczał. Taki jest niestety minus związku z obcokrajowcem. Nie zawsze
wie co do niego mówisz. Westchnęłam głęboko. - Tak. Powiedziałam TAK. -
wyartykułowałam mu to z największą cierpliwością na jaką się zdobyłam. Tym
razem dotarło, bo ukochany natychmiast założył mi na palec pierścionek, wcisnął
do rąk pluszaka i wszystko to co przyniósł. Pocałowaliśmy się. Zewsząd
rozniosły się oklaski, więc przypomniałam sobie, że nie jesteśmy sami. - Muszę
wracać na lekcje. - oznajmiłam mu ze smutkiem. - Ale może wieczorem pójdziemy
coś zjeść. - dodałam. Chłopak pokiwał radośnie głową i zaczął coś mówić, ale go
nie zrozumiałam. Serio, jak tak dalej pójdzie i nikt go nie nauczy choćby
podstaw języka to naszym małżeństwie będzie potrzebna jeszcze trzecia osoba...
Tłumacz.
Weszłam do pokoju nauczycielskiego, gdzie Ash
siedział przy stoliku i sprawdzał kartkówki.
- O! Śliczne kwiatki! - podniósł głowę i zwrócił
uwagę na bukiet, który wstawiałam do wazonu. - Ten Calum to zna się na rzeczy.
Też bym chciał by mi się kiedyś ktoś tak oświadczył. - westchnął.
- Co!? To chyba Ty musisz się komuś oświadczyć. -
odpowiedziałam, ale widząc minę Irwina przestałam drążyć temat i zajęłam się
pracą.
Godziny mijały mi strasznie powoli... Ale
przynajmniej temat moich zaręczyn przyćmił zupełnie sprawę z Rossem. Ciekawe co
on by powiedział, gdyby widział to co wszyscy rano. Czy by mi pogratulował? A
może byłby zazdrosny? Wróciłam do domu, gdzie Vanni jak zwykle leżała na
kanapie.
- Hej! - krzyknęła do mnie, wisząc głową w dół. -
A co to za okazja? - wskazała na
prezenty od Cala.
- Zaręczyłam się. - odpowiedziałam, przysuwając bliżej
niej rękę z pierścionkiem.
- Jaki klejnot... To chyba diament. - zachwycała
się. - Ale z tego Rossa odpowiedzialny gość! Raz się przespaliście, a on już...
Czekaj, czekaj... Wpadliście? - wypaliła.
- Nie... Znaczy się... - zaczęłam się
tłumaczyć. - To nie Ross się oświadczył.
Tylko Calum. - wyjaśniłam.
- Aaaaa. - Latimer usiadła w normalnej pozycji i
popatrzyła na mnie. - I zgodziłaś się? Przecież wszyscy wiedzą, że go nie
kochasz i że podoba Ci się Lynch. - rzuciła, a następnie podniosła z podłogi kawałek
chipsa, dmuchnęła na niego, żeby oczyścić go z kurzu i zjadła. Nie wiem co mnie
bardziej oburzyło. To jej niechlujstwo czy insynuacje...
Cały rozdział z Court. Uroczy ten Cal :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam na next.