wtorek, 23 sierpnia 2016

Rozdział 19

Ashton
- Calum! Wyłaź już z tej toalety, bo spóźnisz się na swój ślub! – krzyczałem, stukając od dziesięciu minut do drzwi. Pewnie się zestresował tym wszystkim i teraz ma rozwolnienie. No i na co mu był ten ślub? To tylko niepotrzebny stres. A ja jako jego świadek muszę przecież dbać o to by jakoś w kawałku do kościoła dojechał. Courtney by chyba nam obu głowy ukręciła, jeśli by ją przed ołtarzem wystawił. – No idziesz już!? – krzyknąłem jeszcze raz. Po chwili zmarnowany skośnooki pojawił się w drzwiach. – Proszę. – podałem mu chusteczkę, by obtarł usta. Kiwnął głową w podziękowaniu. Nie wiem tylko co mu bardziej zaszkodziło. Czy to wina stresu czy wypitego wczoraj w ogromnych ilościach alkoholu. Raczej to pierwsze. Od czystej wódki chyba by się tak nie pochorował. Z resztą wieczór kawalerski ma się raz w życiu.
Szybko doprowadziłem kumpla do w miarę względnego stanu i zawiozłem do kościoła na ostatnią chwilę. Courtney w białej sukience i różowym futerku czekała już przed budynkiem.
- No jesteś! – podbiegła do ukochanego. – Co tak długo? – spojrzała na mnie z wyrzutem.
- Calum źle się poczuł. – wyjaśniłem.
- Biedactwo…  - pogłaskała go po poliku. - Już w porządku Misiu? – spytała. Chłopak uśmiechnął się szeroko. Zapewne  w ogóle nie zrozumiał o co go pytała.
- Czas już wejść do kościoła. – powiedział pan Eaton, który cały ten czas stał za córką. – Courtney, słoneczko. – podał jej ramię, które ona delikatnie uchwyciła. – Ty Calum, musisz czekać na nią przy ołtarzu. – zwrócił się do przyszłego zięcia. Skośnooki stał jak gapa i nie miał zamiaru się ruszyć. Widziałem, że poczciwy Steavi powoli traci już na niego wszelką cierpliwość. Pewnie wolałby normalnego, amerykańskiego zięcia, a nie taką ciotę, co po kielichu czystej zasypia pod stołem.
- Ja go zaprowadzę. – powiedziałem i wciągnąłem Hooda do kościoła.

Savannah
Courtney prowadzona przez tatę powoli szła po czerwonym dywanie, wprost pod ołtarz. Oh jakie to piękne… Też chciałabym kiedyś wziąć taki ślub. Tylko z kim? Rozejrzałam się po kościele w poszukiwaniu moich znajomych. W pierwszej ławce siedział Micheal z Lukem. Od kiedy to oni tacy grzeczni się zrobili? Myślałam, że w ogóle nie wiedzą co to kościół. Tuż za nimi siedziała jakaś grupka osób, pewnie to ktoś od Caluma. Ale zaraz, zaraz… Rozpoznaję tego chłopaka.
- Courtney! To ten blondasek! Ten co Ci opowiadałam, że nie wzięłam numeru! – krzyknęłam i wskazałam na niego palcem.
Eaton odwróciła się w moim kierunku i kiwnięciem głowy przeprosiła księdza za zakłócenie uroczystości.
- O co chodzi, Vanni? – spytała. – To tylko brat Rossa. Często przychodził do szkoły z kanapkami dla niego. Pogadasz z nim kiedy już wyjdziemy. – rzuciła wyraźnie podirytowana. – Proszę zaczynać. – zwróciła się do księdza.
Uroczystość dopiero co miała się rozpocząć, a ja już marzyłam by się skończyła i bym wreszcie porozmawiała z tym ciachem.

--------------------------
Witajcie serdecznie!
Ten czas tak szybko leci...
Ślub Courtney - już drugi tydzień trwa, a do końca kolejne dwa (+ Epilog) ;)
Rysunek by Rikeroholic specjalnie dla Was!
W piątek (19.08.) wystartował mój nowy blog - 'Dónde está Alex?'. Zapraszam do czytania.
Pozdrowionka i do wtorku <3

1 komentarz:

  1. Rysunek by Rikeroholic i rozdział też :)
    Szybko ten czas leci, że to już ślubny rozdział.
    Pozdrawiam i czekam na next ;)

    OdpowiedzUsuń