Ashton
- Calum! Wyłaź już z tej toalety, bo spóźnisz się
na swój ślub! – krzyczałem, stukając od dziesięciu minut do drzwi. Pewnie się
zestresował tym wszystkim i teraz ma rozwolnienie. No i na co mu był ten ślub?
To tylko niepotrzebny stres. A ja jako jego świadek muszę przecież dbać o to by
jakoś w kawałku do kościoła dojechał. Courtney by chyba nam obu głowy ukręciła,
jeśli by ją przed ołtarzem wystawił. – No idziesz już!? – krzyknąłem jeszcze
raz. Po chwili zmarnowany skośnooki pojawił się w drzwiach. – Proszę. – podałem
mu chusteczkę, by obtarł usta. Kiwnął głową w podziękowaniu. Nie wiem tylko co
mu bardziej zaszkodziło. Czy to wina stresu czy wypitego wczoraj w ogromnych
ilościach alkoholu. Raczej to pierwsze. Od czystej wódki chyba by się tak nie
pochorował. Z resztą wieczór kawalerski ma się raz w życiu.
Szybko doprowadziłem kumpla do w miarę względnego
stanu i zawiozłem do kościoła na ostatnią chwilę. Courtney w białej sukience i
różowym futerku czekała już przed budynkiem.
- No jesteś! – podbiegła do ukochanego. – Co tak
długo? – spojrzała na mnie z wyrzutem.
- Calum źle się poczuł. – wyjaśniłem.
- Biedactwo…
- pogłaskała go po poliku. - Już w porządku Misiu? – spytała. Chłopak
uśmiechnął się szeroko. Zapewne w ogóle
nie zrozumiał o co go pytała.
- Czas już wejść do kościoła. – powiedział pan
Eaton, który cały ten czas stał za córką. – Courtney, słoneczko. – podał jej
ramię, które ona delikatnie uchwyciła. – Ty Calum, musisz czekać na nią przy
ołtarzu. – zwrócił się do przyszłego zięcia. Skośnooki stał jak gapa i nie miał
zamiaru się ruszyć. Widziałem, że poczciwy Steavi powoli traci już na niego
wszelką cierpliwość. Pewnie wolałby normalnego, amerykańskiego zięcia, a nie
taką ciotę, co po kielichu czystej zasypia pod stołem.
- Ja go zaprowadzę. – powiedziałem i wciągnąłem
Hooda do kościoła.
Savannah
Courtney prowadzona przez tatę powoli szła po
czerwonym dywanie, wprost pod ołtarz. Oh jakie to piękne… Też chciałabym kiedyś
wziąć taki ślub. Tylko z kim? Rozejrzałam się po kościele w poszukiwaniu moich
znajomych. W pierwszej ławce siedział Micheal z Lukem. Od kiedy to oni tacy
grzeczni się zrobili? Myślałam, że w ogóle nie wiedzą co to kościół. Tuż za
nimi siedziała jakaś grupka osób, pewnie to ktoś od Caluma. Ale zaraz, zaraz…
Rozpoznaję tego chłopaka.
- Courtney! To ten blondasek! Ten co Ci
opowiadałam, że nie wzięłam numeru! – krzyknęłam i wskazałam na niego palcem.
Eaton odwróciła się w moim kierunku i kiwnięciem
głowy przeprosiła księdza za zakłócenie uroczystości.
- O co chodzi, Vanni? – spytała. – To tylko brat
Rossa. Często przychodził do szkoły z kanapkami dla niego. Pogadasz z nim kiedy
już wyjdziemy. – rzuciła wyraźnie podirytowana. – Proszę zaczynać. – zwróciła
się do księdza.
Uroczystość dopiero co miała się rozpocząć, a ja
już marzyłam by się skończyła i bym wreszcie porozmawiała z tym ciachem.
--------------------------
Witajcie serdecznie!
Ten czas tak szybko leci...
Ślub Courtney - już drugi tydzień trwa, a do końca kolejne dwa (+ Epilog) ;)
Rysunek by Rikeroholic specjalnie dla Was!
Rysunek by Rikeroholic specjalnie dla Was!
W piątek (19.08.) wystartował mój nowy blog - 'Dónde está Alex?'. Zapraszam do czytania.
Pozdrowionka i do wtorku <3
Pozdrowionka i do wtorku <3
Rysunek by Rikeroholic i rozdział też :)
OdpowiedzUsuńSzybko ten czas leci, że to już ślubny rozdział.
Pozdrawiam i czekam na next ;)