Ross
Pomimo, że Courtney już dziesięć minut stała przy
ołtarzu, ja nie przestawałem grać pierwszego utworu. Nie mogła być moja, to i
nie będzie jego. Przynajmniej tak długo jak się da.
- Panie Lynch, to już dwudziesta zwrotka… -
jęczały dzieci.
– Miały być trzy… - Marie prawie zbierało się na
płacz.
- Śpiewaj dalej. – zarządziłem i zacząłem
wymachiwać pałką.
Spojrzałem w dół i mój wzrok spotkał się ze wzrokiem
Courtney. Nie wiem czy chciała, bym już skończył czy odpowiadało jej to
przedłużenie.
- Proszę pana słabo mi… - jedna z uczennic
odsunęła się od mikrofonu i usiadła na ławkę. Zaraz za nią ruszyły inne
dziewczyny, aby się nią zająć.
W związku z wykruszeniem się chórku postanowiłem
skończyć utwór. Miałem tylko nadzieję, że kolejny tak powali Court na kolana,
że będzie sama prosić, bym to ja do niej wrócił.
Courtney
Co ten Ross w ogóle wyrabia? Owszem, piosenka
była piękna, ale dwadzieścia minut? To już przesada. Kiedy wreszcie skończył,
ksiądz nas przywitał i rozpoczął ceremonię. Po krótkim wprowadzeniu, zaczęła
się ta część, na którą wszyscy czekali.
- Proszę wszystkich o powstanie. – ogłosił
kapłan. - Zebraliśmy się po to, aby połączyć węzłem małżeńskim obecnych tu
Courtney i Caluma. Jeśli jest ktoś, kto jest przeciwny zawarciu tego związku
niech powie teraz lub zamilknie na wieki.
Rozejrzałam się po kościele. Owszem, miałam swoje
za uszami, ale nie spodziewałam się, by ktokolwiek o tym wiedział lub jeśli
wiedział, by chciał mówić.
- Ja wiem! – najpierw rozległ się głos, a dopiero
po chwili zobaczyłam kto to powiedział. – Kocham Cię Courtney. I wiem, że Ty
mnie też. – Ross zbiegł po schodach, zostawiając zaskoczonych uczniów na
chórku. – Kocham Cię. – powtórzył jeszcze śmielej.