Courtney
Vanni stała na środku salonu Sosików z radosną
miną, jakby w ogóle nie wiedziała o co tyle zamieszania. Tymczasem Luke
krzyczał na Michaela jak opętany.
- Po co ją tam zaprowadziłeś!? Tyle razy Ci
powtarzałem!
- Wyluzuj bracie. My tylko chcieliśmy się
zabawić. - powiedział jak zwykle roześmiany Clifford i łapiąc moją przyjaciółkę
za pośladek, przyciągnął ją do siebie.
- Idiota! Trzymajcie mnie!!! - wrzasnął Hemmings.
- Uspokój się Luke i lepiej powiedz nam co tak
właściwie się stało. - Ashton próbował uspokoić kumpla zanim na dobre
rozpocznie się awantura.
- Co się stało!? Pytasz się co się stało!? Ten
kretyn... - wskazał na brata. - Jeb**
się z nią... - tym razem pokazał
Vanni - w piwnicy. W mojej piwnicy!!! - nadal nie wiedziałam co złego było w
tym, że dwoje ludzi uprawiało sobie seks na imprezie. Ludzie są pijani i często
tak bywa. Chyba Luke nie jest jakimś świętoszkiem, żeby wierzył w czystość do
ślubu i te sprawy.
- Wybacz Luke, ale nadal nie rozumiem o co tyle
krzyku. - wtrąciłam się.
- Rozpuścili mi cały lód! Wiesz jak długo go
składowałem!? Osiem lat! Czaisz? Osiem lat. Od małego marzyłem by mieć
pingwina. Kiedy już było tak blisko... Kiedy miałem już odpowiednie miejsce dla
niego... Oni wszystko zniszczyli. - rozpłakał się jak dziecko.
- Słuchaj, pingwin i tak nie nadaje się do życia
w domu. - Ashton, jak na nauczyciela biologii przystało, podszedł do tematu
naukowo. - To nie jest jego naturalne środowisko. Nie byłby szczęśliwy. - do
Hemmingsa i tak to nie docierało.
- Jeśli tak bardzo chcesz zwierzątko to kupimy Ci
chomika i będzie po sprawie. - wypaliła
Vanni. - Chomik jest mały, nie wymaga spacerów, specjalnych warunków,
nie brudzi...
- Nie chcę żadnego chomika! Wynoście się stąd
wszyscy. - Luke wypchnął całą naszą grupkę za drzwi, a po chwili wyrzucił też
psa Irwina.
- No to super. Dzisiejszą noc spędzę na ulicy. -
mruknął Ash i ruszył w kierunku najbliższego parku.
- Czekaj! My Was przenocujemy. - powiedziała
entuzjastycznie Latimer, na co chłopcy chętnie się zgodzili. Ten wieczór chyba nie mógł skończyć się
gorzej.
Ashton
- Ash, Cal, Mike i Ty gościu, którego imienia nie
znam będziecie spać tutaj. - Courtney wskazała na maty do jogi, leżące na
środku pokoju. - Przyniosę tylko jakieś koce. - dodała.
- Przydała by się jeszcze szczoteczka do zębów. -
powiedział Clifford, główny winowajca całej tej sytuacji, ale Court go
zlekceważyła. I tak dużo dla nas zrobiła. Gdyby nie ona spalibyśmy na ulicy.
Zastanawiam się tylko kim jest ten nieznajomy
gościu. Przyplątał się do nas kiedy zostaliśmy wyrzuceni z imprezy.
Wiem tylko, że ma na imię John. Przynajmniej tak
się przedstawił. Może to jakiś znajomy Micheala. Mam nadzieję, że nie jest
jakimś psychpopatą-mordercą i uda nam się jakoś przeżyć dzisiejszą noc.
Rozłożyliśmy się wygodnie. Calum, który cały
dzień był dziwnie milczący, przysunął
swoją matę bliżej okna, rzucił wszystkim krótkie "dobranoc" w swoim
języku i odwrócił się plecami. Court i Vanni poszły do swoich pokoi. Zmęczony
przeżyciami całego dnia szybko zasnąłem.
Courtney
Wstałam dziś wcześniej niż zwykle i postanowiłam
zrobić śniadanie dla naszych gości. Przecież nic nie jedli od wieczora.
- Hej Court. Pomóc Ci? - do kuchni wszedł
rozczochrany Ashton.
- O, hej Ash. Chciałam zrobić Wam coś do jedzenia.
Lubisz tosty z serem? - spytałam.
- Tak. - odpowiedział, zajmując miejsce przy
stole. - W ogóle dzięki, że nas przygarnęłaś. Pogadam dziś z Lukiem. Może się
już uspokoił.
- Miejmy nadzieję. - dodałam i uśmiechnęłam się
do niego serdecznie.
Dokładnie pamiętam dzień kiedy poznałam Irwina.
Był pierwszą osobą, która odezwała się do mnie w nowej pracy. Od razu się
polubiliśmy. Od tego czasu minęły już 3 lata, a ja zaczęłam traktować Ashtona
jak młodszego, lekko nierozgarniętego braciszka, którego nigdy nie miałam. On
chyba też darzy mnie braterskim uczuciem.
- Zawołaj resztę na śniadanie. - poprosiłam. -
Zjemy i pojedziemy do pracy. - poinformowałam.
Ash przyprowadził do kuchni Cala, Micheala i
Vanni.
- Johna już nie ma. - powiedział. - Pewnie
wyszedł z samego rana.
- I nie pożegnał się? Od początku wydawał mi się
jakiś dziwny. Właściwie kto to był? - spytała Vanni, ale nie uzyskała
odpowiedzi.
- Myślałem, że Ty go znasz Mike. - stwierdził
Ash.
- Nie mam pojęcia kto to był. Na takie imprezy
przychodzi mnóstwo ludzi. - odpowiedział.
Chciałam włożyć grzanki do tostera, ale nie stał
na swoim miejscu.
- Gdzie jest toster? - spojrzałam na Latimer,
oczekując informacji.
- Przecież tu stał. - powiedziała. - Tak samo jak
ta mikrofalówka, której nie ma... I telewizor...
Wtedy wszystko stało się dla mnie jasne.
- Zostałyśmy okradzione! - wrzasnęłam.
- A po za tym same wpuściłyście złodzieja do
domu. - dodał sarkastycznie Clifford.
Sarkazmy Clifforda wymiatają :)
OdpowiedzUsuńVanni i Michael... Hehe...
Czekałam od 8 żeby skomentować, a tu cały czas wyskakiwało jakiś błąd 502, 503 i to z każdego urządzenia. Dobrze, że już ok :) Ktoś też tak miał?
Pozdrawiam i czekam na next :)
Rewelacyjny rozdział ^.^
OdpowiedzUsuńZ jednej strony chciało mi się śmiać z powodu Vanni i Michaela, ale z drugiej jest mi przykro z powodu roztopionego lodu. Biedny Luke, aż sama się zaraz popłaczę ;-;
Serio, wpuścili nieznajomego do domu?! Boshe, myślałam, że Courtney będzie bardziej rozgarnięta...
To dziwne uczucie, gdy wszyscy dookoła ciebie publikują rozdziały i rozwijają swoje blogi, a ty stoisz w miejscu i przyglądasz się temu tylko z pozycji komentatora (XD).
Czekam na next :3
Pozdrawiam,
Inna