wtorek, 10 maja 2016

Rozdział 4

Courtney
Vanni stała na środku salonu Sosików z radosną miną, jakby w ogóle nie wiedziała o co tyle zamieszania. Tymczasem Luke krzyczał na Michaela jak opętany.
- Po co ją tam zaprowadziłeś!? Tyle razy Ci powtarzałem!
- Wyluzuj bracie. My tylko chcieliśmy się zabawić. - powiedział jak zwykle roześmiany Clifford i łapiąc moją przyjaciółkę za pośladek, przyciągnął ją do siebie.
- Idiota! Trzymajcie mnie!!! - wrzasnął Hemmings.
- Uspokój się Luke i lepiej powiedz nam co tak właściwie się stało. - Ashton próbował uspokoić kumpla zanim na dobre rozpocznie się awantura.
- Co się stało!? Pytasz się co się stało!? Ten kretyn... - wskazał na brata. - Jeb**  się z nią...  - tym razem pokazał Vanni - w piwnicy. W mojej piwnicy!!! - nadal nie wiedziałam co złego było w tym, że dwoje ludzi uprawiało sobie seks na imprezie. Ludzie są pijani i często tak bywa. Chyba Luke nie jest jakimś świętoszkiem, żeby wierzył w czystość do ślubu i te sprawy.
- Wybacz Luke, ale nadal nie rozumiem o co tyle krzyku. - wtrąciłam się.
- Rozpuścili mi cały lód! Wiesz jak długo go składowałem!? Osiem lat! Czaisz? Osiem lat. Od małego marzyłem by mieć pingwina. Kiedy już było tak blisko... Kiedy miałem już odpowiednie miejsce dla niego... Oni wszystko zniszczyli. - rozpłakał się jak dziecko.
- Słuchaj, pingwin i tak nie nadaje się do życia w domu. - Ashton, jak na nauczyciela biologii przystało, podszedł do tematu naukowo. - To nie jest jego naturalne środowisko. Nie byłby szczęśliwy. - do Hemmingsa i tak to nie docierało.
- Jeśli tak bardzo chcesz zwierzątko to kupimy Ci chomika i będzie po sprawie. - wypaliła  Vanni. - Chomik jest mały, nie wymaga spacerów, specjalnych warunków, nie brudzi...
- Nie chcę żadnego chomika! Wynoście się stąd wszyscy. - Luke wypchnął całą naszą grupkę za drzwi, a po chwili wyrzucił też psa Irwina.
- No to super. Dzisiejszą noc spędzę na ulicy. - mruknął Ash i ruszył w kierunku najbliższego parku.
- Czekaj! My Was przenocujemy. - powiedziała entuzjastycznie Latimer, na co chłopcy chętnie się zgodzili.  Ten wieczór chyba nie mógł skończyć się gorzej.

Ashton
- Ash, Cal, Mike i Ty gościu, którego imienia nie znam będziecie spać tutaj. - Courtney wskazała na maty do jogi, leżące na środku pokoju. - Przyniosę tylko jakieś koce. - dodała.
- Przydała by się jeszcze szczoteczka do zębów. - powiedział Clifford, główny winowajca całej tej sytuacji, ale Court go zlekceważyła. I tak dużo dla nas zrobiła. Gdyby nie ona spalibyśmy na ulicy.
Zastanawiam się tylko kim jest ten nieznajomy gościu. Przyplątał się do nas kiedy zostaliśmy wyrzuceni z imprezy.
Wiem tylko, że ma na imię John. Przynajmniej tak się przedstawił. Może to jakiś znajomy Micheala. Mam nadzieję, że nie jest jakimś psychpopatą-mordercą i uda nam się jakoś przeżyć dzisiejszą noc.
Rozłożyliśmy się wygodnie. Calum, który cały dzień był dziwnie milczący,  przysunął swoją matę bliżej okna, rzucił wszystkim krótkie "dobranoc" w swoim języku i odwrócił się plecami. Court i Vanni poszły do swoich pokoi. Zmęczony przeżyciami całego dnia szybko zasnąłem.

Courtney
Wstałam dziś wcześniej niż zwykle i postanowiłam zrobić śniadanie dla naszych gości. Przecież nic nie jedli od wieczora.
- Hej Court. Pomóc Ci? - do kuchni wszedł rozczochrany Ashton.
- O, hej Ash. Chciałam zrobić Wam coś do jedzenia. Lubisz tosty z serem? - spytałam.
- Tak. - odpowiedział, zajmując miejsce przy stole. - W ogóle dzięki, że nas przygarnęłaś. Pogadam dziś z Lukiem. Może się już uspokoił.
- Miejmy nadzieję. - dodałam i uśmiechnęłam się do niego serdecznie.
Dokładnie pamiętam dzień kiedy poznałam Irwina. Był pierwszą osobą, która odezwała się do mnie w nowej pracy. Od razu się polubiliśmy. Od tego czasu minęły już 3 lata, a ja zaczęłam traktować Ashtona jak młodszego, lekko nierozgarniętego braciszka, którego nigdy nie miałam. On chyba też darzy mnie braterskim uczuciem.
- Zawołaj resztę na śniadanie. - poprosiłam. - Zjemy i pojedziemy do pracy. - poinformowałam.
Ash przyprowadził do kuchni Cala, Micheala i Vanni.
- Johna już nie ma. - powiedział. - Pewnie wyszedł z samego rana.
- I nie pożegnał się? Od początku wydawał mi się jakiś dziwny. Właściwie kto to był? - spytała Vanni, ale nie uzyskała odpowiedzi.
- Myślałem, że Ty go znasz Mike. - stwierdził Ash.
- Nie mam pojęcia kto to był. Na takie imprezy przychodzi mnóstwo ludzi. - odpowiedział.
Chciałam włożyć grzanki do tostera, ale nie stał na swoim miejscu.
- Gdzie jest toster? - spojrzałam na Latimer, oczekując informacji.
- Przecież tu stał. - powiedziała. - Tak samo jak ta mikrofalówka, której nie ma... I telewizor...
Wtedy wszystko stało się dla mnie jasne.
- Zostałyśmy okradzione! - wrzasnęłam.
- A po za tym same wpuściłyście złodzieja do domu. - dodał sarkastycznie Clifford.

2 komentarze:

  1. Sarkazmy Clifforda wymiatają :)
    Vanni i Michael... Hehe...
    Czekałam od 8 żeby skomentować, a tu cały czas wyskakiwało jakiś błąd 502, 503 i to z każdego urządzenia. Dobrze, że już ok :) Ktoś też tak miał?
    Pozdrawiam i czekam na next :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Rewelacyjny rozdział ^.^
    Z jednej strony chciało mi się śmiać z powodu Vanni i Michaela, ale z drugiej jest mi przykro z powodu roztopionego lodu. Biedny Luke, aż sama się zaraz popłaczę ;-;
    Serio, wpuścili nieznajomego do domu?! Boshe, myślałam, że Courtney będzie bardziej rozgarnięta...
    To dziwne uczucie, gdy wszyscy dookoła ciebie publikują rozdziały i rozwijają swoje blogi, a ty stoisz w miejscu i przyglądasz się temu tylko z pozycji komentatora (XD).
    Czekam na next :3
    Pozdrawiam,
    Inna

    OdpowiedzUsuń