wtorek, 13 września 2016

Epilog

Ashton
Od ślubu Rossa i Courtney minął rok. Państwo Lynch zamieszkali w małym domku, w którym Ross mieszkał jeszcze za kawalera. Teraz ma żonę i Rydel nie musi już gotować mu obiadków.
Pan Lynch świetnie zaadaptował się w pracy nauczyciela i pozostał na stanowisku ku uciesze młodzieży. Tymczasem jego śliczna żona jest na urlopie macierzyńskim, gdyż niedawno urodziła ślicznego synka. Już teraz czule mówi do niego, że w przyszłości zostanie WF-istą jak cała ich rodzina. Z kolei ojciec chce, by został nauczycielem muzyki. Tak czy inaczej malec skazany jest na branżę edukacyjną.
Pan Stephen przeszedł na zasłużoną emeryturę i pomaga Courtney w opiece nad wnukiem. W sumie to cieszy się, że nie ma skośnookiego zięcia. Stara się polubić Rossa i to z dobrym efektem.
Brat Rossa, Riker, spotyka się z przyjaciółką Court, Vanni. Chłopak jest niezmiernie dumny, że jego towarzyszka ukończyła kurs technika kosmetycznego i rozpoczęła pracę w niewielkim salonie upiększającym niedaleko jego domu. Latimer jest teraz na tyle samodzielna finansowo, że nie przychodzi już na zupę do sąsiadów.
Michael nadal prowadzi imprezowe życie i irytuje przybranego brata, Luke’a. Luke wreszcie zdał sobie sprawę, że nie można trzymać pingwina w domu, więc kupił husky’ego i został wolontariuszem w ZOO, gdzie może na co dzień oglądać swoje ulubione zwierzęta.
No i na koniec ja! Ostatecznie wyprowadziłem się od Hemmingsa razem z Calumem i moim pieskiem Soserem. Choć właściciel początkowo rozpaczał, musiał się pogodzić z tym, że nie będzie już miał takich fajnych lokatorów i nie będzie miał z kogo ściągać zawyżonych czynszów. Obiecaliśmy, że od czasu do czasu będziemy go odwiedzać. Mimo, że mój chłopak jest tak bogaty, że oboje nie musielibyśmy pracować, ja nie porzuciłem uczenia. Szczerze, pokochałem już tę pracę, te niegrzeczne dzieci, irytujących rodziców, zdziwaczałe grono pedagogiczne i marudnego dyrektora… Bez nich byłoby mi nudno. Wiadomość o tym, że jestem homoseksualny szybko rozeszła się po szkole, ale nie miałem z tego powodu nieprzyjemności. Wręcz dzięki mnie młodzież bardziej się otworzyła na inność.

----------------------------
Witajcie!
To już koniec tej historii. Było mi naprawdę miło współtworzyć ją z Rikeroholic i dzielić się efektem z Wami, Drodzy Czytelnicy. Dziękuję wszystkim co byli ze mną przez cały ten czas, czytali i komentowali. Jesteście wspaniali <3
Już dziś startuje nowy blog - 'Basement party' z Maxem Schneiderem w roli głównej - a pasmo zmienia nazwę na 'Imprezowe Wtorki'. Godzina 8:00 - jak zwykle.
Pozdrawiam serdecznie i do napisania na nowym blogu!

wtorek, 6 września 2016

Rozdział 21

Ashton
Ross wreszcie się odważył. Tyle razy mówiłem mu, żeby wyznał Courtney co czuje.
- Ross, ale... Ale ja biorę ślub z Calumem. - dziewczyna odwróciła się w stronę Lyncha.
- Nie zaprzeczaj. Przecież też mnie kochasz. - szepnął, a goście patrzyli na nich niczym na bohaterów telenoweli.
Sam Calum stał w miejscu i zapewne nie wiedział o co chodzi.
- Lynch, nie rób sceny i pozwól Courtney być szczęśliwą. - wtrącił się pan Stephen i odsunął Rossa, szarpiąc go za koszulkę. - Proszę kontynuować. - zwrócił się do księdza.
- Nie. - Eaton odezwała się surowo. - Cal... - spojrzała na narzeczonego. - Wybacz, ale... Ty i ja jesteśmy w dwóch innych światów. To nie ma szans. Wybacz. - oddała bukiet Latimer i chciała wybiec.
- Zaczekać! - niespodziewanie  po raz pierwszy, od kiedy się znamy Calum odezwał się "po naszemu", skupiając w ten sposób uwagę wszystkich zebranych.
- Hej! Ty znasz nasz język! - zawołałem z radością i przybiłem mu pionę.
- Ja trrrochę rozumieć. - kontynuował, niezdarnie sklejając zdania.
- Więc wiesz, że Court nie będzie Twoją żoną? - spytałem.
- Tak.  Courtney... - spojrzał na dziewczynę. - My zostać przyjaciel?
- Ależ oczywiście! - odparła, a on nadal wpatrywał się w nią, jakby nie zrozumiał. - Aha, sorry. Może to zbyt trudne dla Ciebie... Tak, my zostać przyjaciel. - dorzuciła i wtuliła się w niego.
Wszyscy goście zaczęli klaskać. Tylko pan Eaton wyglądał na zawiedzonego.
- Ekhę... - ksiądz zwrócił na siebie uwagę. - Wobec tego ślub nie został zawarty. Udzielę tylko błogosławieństwa wszystkim zebranym i...
- Proszę zaczekać! - odezwał się Ross. - Courtney... A może Ty i ja...? - spojrzał na nią wyczekująco. Dziewczyna nie zdążyła nic odpowiedzieć, bo uczniowie zeszli z chóru, otoczyli parę i zaczęli skandować "Rourtney! Rourtney!"
Ta dzisiejsza młodzież... Jak tu ich nie kochać! Choć czasem działają mi na nerwy to urocze jest to jak wierzą w miłość i, że zawsze chcą zakończenia jak z fanfic'u. Chociaż trzeba przyznać, że i ja dałem się ponieść emocjom i po chwili pokrzykiwałem wraz z nimi.
- Dobra, dobra. Stop! - Eaton uniosła ręce do góry. - Wyjdę za Ciebie, Ross! - przyciągnęła chłopaka do siebie i namiętnie pocałowała.
Po chwili wznowiono uroczystość. Szczęśliwa młodzież wróciła na chór i śpiewała z radością Hallelujah.
Calum odsunął się z przed ołtarza, żeby ustąpić miejsce rywalowi i usiadł koło mnie. Na pewno było mu przykro, z powodu tego rozstania, ale starał się tego nie okazywać.
- Hej! Głowa do góry Cal! - objąłem go ramieniem. -  Na świecie jest jeszcze tyle innych kobiet...
- A ja nie chcieć żadnej. - powiedział, co w tej sytuacji było jak najbardziej normalne. Pewnie jeszcze długo będzie pamiętał o tej kompromitacji. - Ja... Watashi wa anata o aishite. - dodał coś niezrozumiałego po swojemu.
- Co powiedziałeś? - spytałem szeptem.
- Watashi wa anata o aishite.- powtórzył.
- Przepraszam. Nadal nie rozumiem. - dodałem.
- Watashi wa anata o aishite. - krzyknął, aż Court odwróciła się od ołtarza.
- Hej, Ash! Chyba masz adoratora! Powiedział, że Cię kocha. - objaśniła. Spojrzałem na rozpromienione oczy Hooda.
- Ja też Cię aishiteimasu. - wyznałem i objąłem go, przy oklaskach zebranych przyjaciół.
Ceremonia zaślubin Rossa i Courtney trwała prawie dwie godziny. Wszyscy tak się rozbawili, że nawet ksiądz opowiadał na kazaniu dowcipy. A ja... bardzo się cieszę z wyznania Caluma. Teraz w końcu wiem, dlaczego nigdy nie miałem dziewczyny. Może po prostu od początku wolałem chłopców...

Savannah
Ale nam Court numer odwaliła! Tego bym się po niej nie spodziewała! To ja zawsze byłam ta niegrzeczna. A tu proszę...
Kiedy dojechaliśmy na salę weselną postanowiłam poderwać Rika. Skoro on jest bratem Rossa, Ross jest teraz mężem Court, a ja i ona zawsze byłyśmy jak siostry to chyba nie powinno być nic trudnego. Chłopak siedział w pobliżu młodej pary.
- Hej! - przysiadłam się koło niego.
- Oh, wy chyba nie mieliście okazji się poznać. - Court wskoczyła między nas. - To jest Vanni, moja przyjaciółka...
- Tak. Znamy się. - przerwał jej mój wymarzony blondasek. - Jak tam Twoje studio fitness? - zagadał.
- Studio fitness? Oh, Vanni. Nie wiedziałam, że wreszcie dostałaś pracę. Gratulacje!  - wtrąciła Court, a ja zrobiłam minę jakbym miała ją zabić.
- Przecież Savannah jest właścicielką Fit & Fun od ponad roku. Prawda? - chłopak opowiedział, to co wymyśliłam podczas naszego pierwszego spotkania. - Wprowadziliście już te nowe zajęcia dla mężczyzn? Byłbym zainteresowany. - dodał.
- Ja... ja... Przepraszam, muszę wyjść do toalety. - powiedziałam i wybiegłam. W tym momencie chciałam zapaść się pod ziemię.

Courtney
Co ta Vanni sobie myślała? Przecież na kłamstwie nie zbuduje się stabilnego związku. Muszę jakoś jej pomóc.
- Przepraszam, pójdę po Vanni. Długo jej nie ma. - odeszłam od stołu.
Tak jak myślałam znalazłam zapłakaną przyjaciółkę w toalecie.
- Hej, Vanni! Wyjdź do nas! - prosiłam.
- Nie wyjdę. Jestem idiotką... - zaszlochała. - Jak mogłam go tak okłamać?! Wstyd mi teraz spojrzeć mu w oczy.
- Przyznam, że to nie było zbyt mądre. - powiedziałam łagodnie. - Ale przecież wszystko może jeszcze da się jakoś naprawić.
- Jak? – uchyliła drzwi kabiny.
- Rozmową. – rzuciłam. – Przyznaj się, że kłamałaś, ale powiedz, że zrobiłaś to dlatego, że Ci się podoba i chciałaś mu zaimponować. Widzisz… Nie zawsze dobrze jest udawać kogoś kim się nie jest. – dodałam niczym rasowy pedagog. Chyba wreszcie odkryłam swoje zawodowe powołanie. Do tej pory myślałam, że jestem Wf-istką, bo to taka nasza rodzinna tradycja. – Chodź. Musimy trochę poprawić makijaż. – chwyciłam Latimer za rękę i zaczęłam ogarniać rozmazany tusz z jej ślicznej twarzy.
Kiedy wyszłyśmy z toalety natknęłyśmy się na Rikera.
- Rik, ja… - moja przyjaciółka chciała się tłumaczyć.
- Nic nie mów. Ross wszystko mi powiedział. – rzucił blondyn.
- I…? – Vanni wpatrywała się w niego jak gdyby czekała na wyrok.
- Myślałaś, że nie polubię Cię takiej jaka jesteś naprawdę? – uśmiechnął się do niej życzliwie. – Szczerze to bez różnicy, czy jesteś tą kierowniczką, czy roznosisz ulotki. Ja serio Cię polubiłem. To co, pójdziemy zatańczyć moja mała kłamczuszko? – wyciągnął do niej dłoń.
- Eee… - Vanni zacięła się i odpowiedziała dopiero kiedy przywaliłam jej z łokcia w bok. – Jasne. – podała mu swoją malutką rączkę.
Patrzyłam jak para wiruje szczęśliwa w tańcu.
- Oh ta Vanni… - powiedziałam sama do siebie.

------------------------------
Witajcie serdecznie!
To już ostatni rozdział, za tydzień pojawi się jeszcze Epilog.
Nasza utalentowana Rikeroholic narysowała specjalnie do dzisiejszego rozdziału rysunek z Rourtney. A o to i on:
Mi osobiście bardzo się podoba. Piszcie co o tym sądzicie. Być może jeszcze kiedyś otrzymamy rysunek od Rikeroholic ;)
Pozdrowionka i do wtorku <3

wtorek, 30 sierpnia 2016

Rozdział 20

Ross
Pomimo, że Courtney już dziesięć minut stała przy ołtarzu, ja nie przestawałem grać pierwszego utworu. Nie mogła być moja, to i nie będzie jego. Przynajmniej tak długo jak się da.
- Panie Lynch, to już dwudziesta zwrotka… - jęczały dzieci.
– Miały być trzy… - Marie prawie zbierało się na płacz.
- Śpiewaj dalej. – zarządziłem i zacząłem wymachiwać pałką.
Spojrzałem w dół i mój wzrok spotkał się ze wzrokiem Courtney. Nie wiem czy chciała, bym już skończył czy odpowiadało jej to przedłużenie.
- Proszę pana słabo mi… - jedna z uczennic odsunęła się od mikrofonu i usiadła na ławkę. Zaraz za nią ruszyły inne dziewczyny, aby się nią zająć.
W związku z wykruszeniem się chórku postanowiłem skończyć utwór. Miałem tylko nadzieję, że kolejny tak powali Court na kolana, że będzie sama prosić, bym to ja do niej wrócił.

Courtney
Co ten Ross w ogóle wyrabia? Owszem, piosenka była piękna, ale dwadzieścia minut? To już przesada. Kiedy wreszcie skończył, ksiądz nas przywitał i rozpoczął ceremonię. Po krótkim wprowadzeniu, zaczęła się ta część, na którą wszyscy czekali.
- Proszę wszystkich o powstanie. – ogłosił kapłan. - Zebraliśmy się po to, aby połączyć węzłem małżeńskim obecnych tu Courtney i Caluma. Jeśli jest ktoś, kto jest przeciwny zawarciu tego związku niech powie teraz lub zamilknie na wieki.
Rozejrzałam się po kościele. Owszem, miałam swoje za uszami, ale nie spodziewałam się, by ktokolwiek o tym wiedział lub jeśli wiedział, by chciał mówić.
- Ja wiem! – najpierw rozległ się głos, a dopiero po chwili zobaczyłam kto to powiedział. – Kocham Cię Courtney. I wiem, że Ty mnie też. – Ross zbiegł po schodach, zostawiając zaskoczonych uczniów na chórku. – Kocham Cię. – powtórzył jeszcze śmielej.

wtorek, 23 sierpnia 2016

Rozdział 19

Ashton
- Calum! Wyłaź już z tej toalety, bo spóźnisz się na swój ślub! – krzyczałem, stukając od dziesięciu minut do drzwi. Pewnie się zestresował tym wszystkim i teraz ma rozwolnienie. No i na co mu był ten ślub? To tylko niepotrzebny stres. A ja jako jego świadek muszę przecież dbać o to by jakoś w kawałku do kościoła dojechał. Courtney by chyba nam obu głowy ukręciła, jeśli by ją przed ołtarzem wystawił. – No idziesz już!? – krzyknąłem jeszcze raz. Po chwili zmarnowany skośnooki pojawił się w drzwiach. – Proszę. – podałem mu chusteczkę, by obtarł usta. Kiwnął głową w podziękowaniu. Nie wiem tylko co mu bardziej zaszkodziło. Czy to wina stresu czy wypitego wczoraj w ogromnych ilościach alkoholu. Raczej to pierwsze. Od czystej wódki chyba by się tak nie pochorował. Z resztą wieczór kawalerski ma się raz w życiu.
Szybko doprowadziłem kumpla do w miarę względnego stanu i zawiozłem do kościoła na ostatnią chwilę. Courtney w białej sukience i różowym futerku czekała już przed budynkiem.
- No jesteś! – podbiegła do ukochanego. – Co tak długo? – spojrzała na mnie z wyrzutem.
- Calum źle się poczuł. – wyjaśniłem.
- Biedactwo…  - pogłaskała go po poliku. - Już w porządku Misiu? – spytała. Chłopak uśmiechnął się szeroko. Zapewne  w ogóle nie zrozumiał o co go pytała.
- Czas już wejść do kościoła. – powiedział pan Eaton, który cały ten czas stał za córką. – Courtney, słoneczko. – podał jej ramię, które ona delikatnie uchwyciła. – Ty Calum, musisz czekać na nią przy ołtarzu. – zwrócił się do przyszłego zięcia. Skośnooki stał jak gapa i nie miał zamiaru się ruszyć. Widziałem, że poczciwy Steavi powoli traci już na niego wszelką cierpliwość. Pewnie wolałby normalnego, amerykańskiego zięcia, a nie taką ciotę, co po kielichu czystej zasypia pod stołem.
- Ja go zaprowadzę. – powiedziałem i wciągnąłem Hooda do kościoła.

Savannah
Courtney prowadzona przez tatę powoli szła po czerwonym dywanie, wprost pod ołtarz. Oh jakie to piękne… Też chciałabym kiedyś wziąć taki ślub. Tylko z kim? Rozejrzałam się po kościele w poszukiwaniu moich znajomych. W pierwszej ławce siedział Micheal z Lukem. Od kiedy to oni tacy grzeczni się zrobili? Myślałam, że w ogóle nie wiedzą co to kościół. Tuż za nimi siedziała jakaś grupka osób, pewnie to ktoś od Caluma. Ale zaraz, zaraz… Rozpoznaję tego chłopaka.
- Courtney! To ten blondasek! Ten co Ci opowiadałam, że nie wzięłam numeru! – krzyknęłam i wskazałam na niego palcem.
Eaton odwróciła się w moim kierunku i kiwnięciem głowy przeprosiła księdza za zakłócenie uroczystości.
- O co chodzi, Vanni? – spytała. – To tylko brat Rossa. Często przychodził do szkoły z kanapkami dla niego. Pogadasz z nim kiedy już wyjdziemy. – rzuciła wyraźnie podirytowana. – Proszę zaczynać. – zwróciła się do księdza.
Uroczystość dopiero co miała się rozpocząć, a ja już marzyłam by się skończyła i bym wreszcie porozmawiała z tym ciachem.

--------------------------
Witajcie serdecznie!
Ten czas tak szybko leci...
Ślub Courtney - już drugi tydzień trwa, a do końca kolejne dwa (+ Epilog) ;)
Rysunek by Rikeroholic specjalnie dla Was!
W piątek (19.08.) wystartował mój nowy blog - 'Dónde está Alex?'. Zapraszam do czytania.
Pozdrowionka i do wtorku <3

wtorek, 16 sierpnia 2016

Rozdział 18

Courtney
Czas do ślubu minął bardzo szybko. Vanni cały czas pomagała mi w przygotowaniach. Niesamowicie cieszyła się, że wybrałam ją na świadkową, ale jednocześnie było jej przykro, że nie zabiorę jej do nowego domu.
- Naprawdę musisz zamieszkać po ślubie z tym skośnookim? – spytała, układając mi włosy.
- Oh, Vanni… Przecież to będzie mój mąż. – odpowiedziałam. – Ale możesz nas często odwiedzać. – dodałam, choć powinnam jeszcze postawić przy tej wypowiedzi gwiazdkę ~ niezbyt często.
- Court jesteś kochana! – przytuliła mnie. Chyba na to liczyła.
- A jak tam twoje poszukiwanie pracy? – zapytałam.
- Praca? Mam już coś na oku. – powiedziała, ale po jej minie zorientowałam się, że kłamie. Ma coś na oku już od pięciu lat… - I gotowe. Zobacz jaka jesteś śliczna. – przysunęła bliżej lustro.
- Dziękuję. – uściskałam ją. Fryzura, makijaż, sukienka… Wszystko mi się bardzo podobało. Tylko czy jestem pewna, że chcę tego ślubu?

Ross
Zgodnie z obietnicą szykowałem się do występu na ślubie Courtney.
- Aaa proszę pana… - jeden z uczniów podbiegł do mnie. – A ta piosenka to będzie na wejście czy później? – wskazał na tekst.
- Po środku. Jak ksiądz będzie zbierał na tacę. – wyjaśniłem. – Chyba Ci się te teksty pomieszały. Poukładam je. – wziąłem od niego teczkę i zacząłem układać kartki w odpowiedniej kolejności.
- Oh, zdążyłyśmy! – matka jednej z uczennic zaparkowała tuż przy schodach kościoła.  – Wysiadaj Marie. – strofowała córkę. – Dzień dobry panie Lynch. Cóż za wspaniała pogoda na ślub. – zagadnęła. – Kiedy ja brałam ślub z ojcem Marie padał grad… Okropna pogoda. Ale tyle czasu już jesteśmy udanym małżeństwem.
- To się cieszę. – odezwałem się po chwili. – Oby panna Eaton była równie szczęśliwa. – dodałem. – Uwaga chórek! – krzyknąłem. – Wszyscy są? To proszę do kościoła. Zdążymy jeszcze zrobić próbę. – wszedłem do kościoła, a dzieci wciąż stały na dworze.
- E! Nie słyszeliście co pan Lynch do Was mówi!? – wrzasnął mój brat Riker, który specjalnie przyszedł, aby mi pomóc rozstawić mikrofony. Ku mojemu zdziwieniu cała grupa bez ociągania zjawiła się w środku. Rik to do prawdy ma zdolności pedagogiczne.

Ćwiczyliśmy piosenki, a pani Holker non stop poprawiała kołnierzyk przy sukience córki, rozpraszając przy tym pozostałych.
- Może już pani usiąść na dole? – zaproponowałem grzecznie.
- Ale tu jej tak trochę odstaje… - zaczęła się tłumaczyć. – Te szkolne stroje są totalnie do niczego.
- Nie było dyrektora stać na inne. – powiedziałem.
- To wcale dużo nie kosztuje, a znacznie lepiej by wyglądało. Jakby tu trochę podciąć, rękawy zrobić inne… - szczypała córkę jak manekina.
- Auć. Mamo. Pan Lynch ma rację. Idź już usiądź na dół. – szepnęła Marie.
Matka zdążyła ją jeszcze piętnaście razy przeczesać, cztery razy poprawić sukienkę i trzy razy pocałować, a następnie poszła. Biedna dziewczynka. Przy takiej mamie to ona szybko się nie usamodzielni. A mówi to dorosły facet, któremu siostra nadal gotuje obiadki, a brat przynosi do pracy kanapki.

wtorek, 9 sierpnia 2016

Rozdział 17

Ross
Po dwóch tygodniach przywrócono mnie do pracy. Dyrektor uznał, że jednak nie było to, aż takie przewinienie, bo w sumie uczniowie byli bezpieczni. Podobno ktoś z rady pedagogicznej się za mną wstawił. Chętnie podziękowałbym tej osobie, bo pokochałem uczenie, ale nie mam pojęcia kto to był. Na pewno nie pan Eaton. Ten to by mnie w łyżce wody utopił, gdyby mógł. A Courtney... Ona też raczej nie... Pewnie sama się boi, żeby jej nie wywalili, gdyby ktoś się dowiedział, że to jej wina.
Wszedłem do pokoju nauczycielskiego. Wszystkie stare nauczycielki natychmiast przerwały ploty. Jak ja nie cierpię ludzi, którzy nie mają innego zajęcia tylko obmawiają innych. Nieustannie słyszę jak dyskutują na temat uczniów i ich rodziców. "Ten jaki leser", "Tego ojciec to pijak". Nie widzą, że to może kogoś zaboleć? Przecież to chyba nie dziecka wina, że takich ma rodziców?
Usiadłem przy stoliku, a po chwili przyłączył się do mnie Ash.
- Ross! Jak super, że wróciłeś. - poklepał mnie przyjaźnie po plecach. - Słyszałeś, że Court się zaręczyła? - spytał.
- Nie. Nie wiedziałem. - odparłem. W myślach karciłem się "Jak mogłeś tego nie wiedzieć? Jak?". W sumie przez cały ten czas "urlopu" byłem odcięty od tego co się tu działo. Zastanawiałem się nad sobą, nad tym czego w ogóle od życia chcę i w którą iść stronę.
- Teraz to dopiero Court będzie miała luksusy... - Irwin kontynuował. - Cal chce z nią zamieszkać w apartamencie na dwunastym piętrze z widokiem na plażę... Nie będzie musiała pracować... Rozglądał się już nawet za jakimś odjazdowym autkiem dla niej... Szczęściara, co? Oczywiście to wszystko po ślubie. Ciekawe tylko w jakim wyznaniu go wezmą... Jak on jest buddystą, a ona chrze... - urwał. -  Ej, Ty mnie w ogóle słuchasz, Ross?
- Tak. Tak. Ale teraz muszę już iść na zajęcia. To na razie, Ash! - rzuciłem i chciałem odejść, ale w drzwiach zderzyłem się z Courtney. - Przepraszam. - powiedziałem.
- To ja przepraszam. - szepnęła łagodnie.
- Gratulacje z powodu zaręczyn! - dodałem, starając się by zabrzmiało to szczerze i naturalnie, choć byłem pełen zazdrości, że to nie ja tylko jakiś skośnooki będzie ją miał.
- Dziękuję. - odpowiedziała.
- Macie już datę ślubu? - zapytałem.
- Czternasty kwiecień. - wyznała.
- To ponad pół roku. - szybko zliczył Ash. - A gdzie? W kościele? - dopytywał.
- Tak. Zdecydowaliśmy, że weźmiemy ślub w moim wyznaniu. - wyjaśniła.
- To może Ross i jego chórek zaśpiewaliby dla Was podczas uroczystości? – wypalił Ashton.
- To chyba nienajlepszy… - próbowałem się wykręcić.
- Oh, zrobiłbyś to dla mnie Ross? – Eaton zrobiła swoją popisową minę nr 5 ~ błagające szczenię.
- Dobra. Okay. – odpowiedziałem, choć w głębi serca myśl o tym, że będę widział ją ślubującą z innym mężczyzną przyprawiała mnie o łzy.

wtorek, 2 sierpnia 2016

Rozdział 16

Courtney
Od wycieczki minęły już trzy dni. W szkole nie mówi się o niczym innym tylko o tej sytuacji z Rossem. W sumie to trochę żal mi go. Kto by pomyślał, że przez jeden taki żart może prawie stracić pracę. Położyłam na stole w pokoju nauczycielskim kanapki i wyjęłam z szafki kubek by zrobić sobie herbatę.
- O Court. Na dworze czeka jakiś skośnooki i chyba chce z Tobą gadać. - oznajmiła moja koleżanka Diane.
- To mój chłopak. - odpowiedziałam - Dzięki. - rzuciłam i wyszłam zobaczyć co tak nagłego się stało, że przyjechał do mojej pracy.
Kiedy wyszłam przed budynek ujrzałam pełno balonów, serpentyn, kwiatów i stojącego na środku Cala z pluszowym misiem i bombonierką. Chłopak padł na kolana i nie musiał nic mówić i tak wiedziałam, że to oświadczyny. Mnóstwo uczniów zebrało się na boisku, a pozostali wyglądali z okien. Hood wpatrywał się mi prosto w oczy,  jakby czekając aż coś odpowiem.
- Dobra, okay. Wyjdę za Ciebie. Tylko nie rób tu scen. Uczniowie patrzą. - pociągnęłam go, aby wstał. Chyba nic nie zrozumiał, bo nadal klęczał. Taki jest niestety minus związku z obcokrajowcem. Nie zawsze wie co do niego mówisz. Westchnęłam głęboko. - Tak. Powiedziałam TAK. - wyartykułowałam mu to z największą cierpliwością na jaką się zdobyłam. Tym razem dotarło, bo ukochany natychmiast założył mi na palec pierścionek, wcisnął do rąk pluszaka i wszystko to co przyniósł. Pocałowaliśmy się. Zewsząd rozniosły się oklaski, więc przypomniałam sobie, że nie jesteśmy sami. - Muszę wracać na lekcje. - oznajmiłam mu ze smutkiem. - Ale może wieczorem pójdziemy coś zjeść. - dodałam. Chłopak pokiwał radośnie głową i zaczął coś mówić, ale go nie zrozumiałam. Serio, jak tak dalej pójdzie i nikt go nie nauczy choćby podstaw języka to naszym małżeństwie będzie potrzebna jeszcze trzecia osoba... Tłumacz.
Weszłam do pokoju nauczycielskiego, gdzie Ash siedział przy stoliku i sprawdzał kartkówki.
- O! Śliczne kwiatki! - podniósł głowę i zwrócił uwagę na bukiet, który wstawiałam do wazonu. - Ten Calum to zna się na rzeczy. Też bym chciał by mi się kiedyś ktoś tak oświadczył. - westchnął.
- Co!? To chyba Ty musisz się komuś oświadczyć. - odpowiedziałam, ale widząc minę Irwina przestałam drążyć temat i zajęłam się pracą.
Godziny mijały mi strasznie powoli... Ale przynajmniej temat moich zaręczyn przyćmił zupełnie sprawę z Rossem. Ciekawe co on by powiedział, gdyby widział to co wszyscy rano. Czy by mi pogratulował? A może byłby zazdrosny? Wróciłam do domu, gdzie Vanni jak zwykle leżała na kanapie.
- Hej! - krzyknęła do mnie, wisząc głową w dół. - A co to za okazja?  - wskazała na prezenty od Cala.
- Zaręczyłam się. - odpowiedziałam, przysuwając bliżej niej rękę z pierścionkiem.
- Jaki klejnot... To chyba diament. - zachwycała się. - Ale z tego Rossa odpowiedzialny gość! Raz się przespaliście, a on już... Czekaj, czekaj... Wpadliście? - wypaliła.
- Nie... Znaczy się... - zaczęłam się tłumaczyć.  - To nie Ross się oświadczył. Tylko Calum. - wyjaśniłam.
- Aaaaa. - Latimer usiadła w normalnej pozycji i popatrzyła na mnie. - I zgodziłaś się? Przecież wszyscy wiedzą, że go nie kochasz i że podoba Ci się Lynch. - rzuciła, a następnie podniosła z podłogi kawałek chipsa, dmuchnęła na niego, żeby oczyścić go z kurzu i zjadła. Nie wiem co mnie bardziej oburzyło. To jej niechlujstwo czy insynuacje...