wtorek, 26 kwietnia 2016

Rozdział 2

Courtney
Apel z okazji rozpoczęcia roku szkolnego ciągnął się w nieskończoność. Dyrektor trzeci rok z rzędu wygłaszał to samo przemówienie, a reszta mechanicznie klaskała udając zainteresowanych.
- Ale szmira... - powiedział jak zwykle odważny Ashton, przeżuwając gumę. Ten gość zupełnie nie wie co to wyczucie. Gdybym nie wiedziała, że jest nauczycielem pomyślałabym, że to uczeń, który właśnie urwał się z lekcji i sama postanowiłabym go wychować. - Hej Court. Znasz już Rossa? - zagadnął do mnie wskazując na stojącego obok blondaska.
- Ross Lynch. Nauczyciel muzyki. - przedstawił się tamten.
- Courtney Eaton. Uczę WF-u. - uśmiechnęłam się do niego serdecznie. Postanowiłam podarować sobie dzisiaj komentarze na temat wulgarnej młodzieży i jakże trudnej pracy nauczyciela. Nie długo sam się przekona, że to nie jest taki spokojny zawód.
- A co słychać u Twojego taty? - spytał Irwin. -  Ostatni rok pracy... Szczęściarz z niego. - sam sobie odpowiedział. - Ojciec Courtney też tu uczy. - zwrócił się do Lyncha. - Bycie WF-istą to chyba ich tradycja rodzinna.
- Naprawdę? - nowy zwrócił się do mnie. Trzeba przyznać, że ma piękny uśmiech. Założę się, że nigdy nie uczył.
- Naprawdę. Mój dziadek, pradziadek i wielu innych przodków też tu uczyło. - odparłam.
Rozmawialiśmy jeszcze chwilę. Nawet się nie spodziałam kiedy ten nudny apel dobiegł końca.

Ross
Gdy apel się skończył, wszyscy rozeszli się do sal. Moją była 23 ~ bardzo przestronne pomieszczenie. Stało tam pianino, a ławki ustawione w literę U. Moje biurko stało obok tablicy. Gdy uczniowie zajęli miejsca, zacząłem mówić.
- Dzień dobry. Nazywam się Ross Shor Lynch i będę waszym wychowawcą w tym roku. Jestem w tej szkole na zastępstwo za nauczycielkę muzyki ~ panią Dorothy. - krótko się przedstawiłem. - Pomyślałem, że dobrym sposobem by poznać się bliżej i zintegrować będzie pięciodniowa wycieczka nad jezioro. Na najbliższą lekcję przyniosę dokładną rozpiskę atrakcji, kosztorys oraz zgody dla rodziców. -  dodałem. - A teraz chciałbym abyście opowiedzieli po krótce o sobie ~ imię, nazwisko, zainteresowania...

Calum (w tłumaczeniu)
Kupiłem kwiatki dla mojej kochanej Courtney i wróciłem pod szkołę. Był to duży, pomalowany na kremowy kolor budynek. Stałem tak i czekałem, gdy nagle drzwi się otworzyły i wyszła z nich Court. Z radością podbiegłem do niej i mocno ją przytuliłem.

Courtney
Po apelu miałam chwilę przerwy, więc wyszłam przed szkołę. Calum od razu mnie przytulił.
- Anata wa utsukushiku miemasu. - powiedział i dał mi białe tulipany. Z tonu jego głosu wywnioskowałam, że prawił mi komplement.
- Yyy... Dzięki. - odparłam i pocałowałam go czule. - Zaraz muszę wracać. Mam zebranie organizacyjne. - oznajmiłam i jeszcze raz go pocałowałam. Chyba mnie nie zrozumiał, bo spojrzał na mnie zdziwiony. - Ja. Muszę. Już. Iść. - powtórzyłam gestykulując. Tym razem zakapował o co chodzi, bo ucałował mnie w policzek i uśmiechając się poszedł do swojej limuzyny. Natomiast ja poszłam na zebranie. Zajęłam moje stałe miejsce między tatą Stephenem a Ashtonem. Chwilę późnej dołączył do nas Ross. Spojrzał na mnie swoimi hipnotyzującymi, czekoladowymi oczami i uśmiechnął się pokazując swoje idealne, białe zęby.
- Coś przegapiłem? - spytał Lynch.
- Nie. Nawet nie zaczęliśmy. - odpowiedziałam i uśmiechnęłam się do niego równie serdecznie jak on przed chwilą do mnie.

------------------------
Witajcie serdecznie z Warszawy!
W przyszłym tygodniu podzielę się z Wami zdjęciami (jeśli jakieś zrobię).
W dzisiejszym rozdziale (w końcu) poznaliśmy Courtney... Ale Ashton i tak wymiata.
Wczoraj dodałam Prolog na nowy blog, na który serdecznie zapraszam :)
Pozdrowionka i do następnego <3

wtorek, 19 kwietnia 2016

Rozdział 1

Rozdział by Rikeroholic

Ashton
" A nagrodę dla najlepszego perkusisty otrzymuje..."
- Ashton! Ashton! - usłyszałem czyjś głos i bynajmniej nie była to seksowna prezenterka, która miała wręczyć mi statuetkę. Okazało się, że to był tylko sen.
- Nie mamo, nie. Ja nie chcę iść do szkoły. - wyburczałem i mocniej wtuliłem głowę w poduszkę.
- Kur** Irwin, wstawaj do cholery! Nie jestem Twoją matką. Dziś pierwszy września. Jesteś nauczycielem. Jak się spóźnisz to Cię wyje***, nie będziesz miał kasy, żeby zapłacić mi za czynsz, a ja nie trzymam tu darmozjadów! - To był Luke. Wynajmuję u niego pokój. Chłopak jest całkiem spoko, po za jednym... ma świra na punkcie pingwinów. Składuje w piwnicy lód i zabrania nam włączać ogrzewania, żebyśmy nie rozpuścili jego zapasów. Mówi, że szykuje środowisko dla swojego przyszłego zwierzątka. Czy to normalne? Nie wiem... Nie mam czasu się nad tym zastanawiać. Muszę szykować się do pracy.
- Dobra, okay. - powiedziałem i leniwie zwlokłem się z łóżka.
- Super. - Hemmings klasnął w dłonie. - I kup w drodze powrotnej lód. - dodał i opuścił mój pokój.
Zerknąłem na zegarek. Za dziesięć minut mam być w szkole. Zbiegłem po schodach potykając się o swojego psa.
- Wybacz... - pogłaskałem czworonoga po łebku. Chyba już się nie gniewa.  - Hej! Podrzucisz mnie? - rzuciłem do Michaela, który właśnie wychodził z domu.
- Sorry. Śpieszę się. A Tobie radzę ubrać spodnie, żebyś dzieci nie wystraszył. - odpowiedział i zniknął mi z pola widzenia.
- Świetnie. - warknąłem ze wściekłością. - Jak zwykle można na Ciebie liczyć. Ciekawe ile znów przyprowadzisz panienek dziś w nocy.
Domyślałem się już co to za pilna sprawa nie pozwoliła mu na mnie zaczekać. Chłopak uwielbia imprezy. Pewnie poszedł już kupić jakiś alkohol. No, bo jak to by panienki trzeźwe do łóżka zaciągnąć... Choć wydawać by się to mogło dziwne, Michael i Luke są braćmi. Właściwie to tylko przyrodnimi. Może dlatego tak bardzo się różnią. Ich ojciec zostawił matkę Michaela i związał się z uroczą pogodynką. Z tego jakże namiętnego romansu narodził się Luke. Niestety nie odziedziczył ani urody ani charakteru po wspaniałej matce. Ach, ta genetyka...
- Watashi wa anata ga doroppuofu. - powiedział mój współlokator, Calum.
- Co!? - spytałem. Calum jest w połowie Azjatą. Zupełnie nie mówi po angielsku. Może tylko trochę rozumie co się do niego mówi. Z kolei ja nie rozumiem jak jego dziewczyna, Courtney z nim rozmawia.
- Watashi wa anata ga doroppuofu. - powtórzył.
- Calum mówi, że Cię podrzuci. Mam rację, Cal? - powiedział Luke. Skośnooki pokiwał głową. - Przecież  i tak tam jedzie. Courtney uczy w tej samej szkole. - dodał.
- To ekstra. Daj mi tylko minutkę. - poprosiłem. Nie wiem ile Hood z tego zrozumiał, ale musiałem iść się przebrać. 
Chyba zrozumiał, bo czekał na mnie w swoim nowiutkim, luksusowym aucie. Jego ojciec jest prezesem jakiejś ogromnej korporacji, więc co to dla niego dać synowi limuzynę. Nie to co ja biedny, wiejski nauczyciel biologii, który zawsze ma pod górkę. Całą drogę milczałem. No, bo niby o czym mam z nim rozmawiać. On nie lubi sportu, ma zupełnie inne poglądy polityczne, a po za tym mówi po japońsku!
- Watashitachiha shite imasu. - odezwał się.
- Dzięki. - rzuciłem. Zobaczyłem, że jesteśmy już pod szkołą. Zostały dwie minuty do apelu. Wyskoczyłem z auta i popędziłem do pokoju nauczycielskiego. Calum w tym czasie poszedł kupić jakieś kwiatki dla tej swojej Courtney. Musi ją przecież pocieszyć, bo czeka ją dziesięć miesięcy pracy z tymi okropnymi bachorami, które z całego zakresu wiedzy interesuje tylko układ rozrodczy.
- Cześć. Co nowego? Ktoś emeryturka? Chorobowe? Zaciążył? - spytałem siedzące w naszym pokoju nauczycielki.
- Tak. Dorothy, ta od muzyki poszła na zwolnienie. Wypalenie zawodowe, podobno... - odpowiedziała jedna z nich.
- To przyjdzie ktoś nowy... - stwierdziłem. Byłem ciekawy kto.
- Już jestem. - wysapał blondyn, który właśnie pojawił się w drzwiach. A więc nie byłem ostatni. - Nazywam się Ross Shor Lynch i będę uczył muzyki.
- Ashton. Biologia. - podałem mu rękę. - Coś czuję, że się polubimy...

wtorek, 12 kwietnia 2016

Prolog

Był ciepły sierpniowy piątek. Jak co tydzień wybrałem się na obiad do mamy. To taka nasza rodzinna tradycja. Przyjeżdża moje rodzeństwo, siadamy całą rodziną przy stole i rozmawiamy jak nam minął tydzień. Uwielbiam takie momenty.
- Mój Elluś jest taki kochany. Wybudował dla mnie huśtawkę w ogrodzie. - pochwaliła się Rydel, moja jedyna siostra. Od roku jest żoną Ellingtona ~ naszego najlepszego przyjaciela. Kiedy tylko zobaczyli się po raz pierwszy wiedzieliśmy, że są sobie przeznaczeni. Długo opierali się uczuciu, ale w końcu miłość wygrała.
- Uwielbiam sprawiać Ci niespodzianki. - odpowiedział Ell i pocałował delikatnie żonę. Wzdrygnąłem się od nadmiaru uczuć jakie sobie okazywali.
- Jesteście tacy uroczy. - zachwyciła się mama Stormie.
- A co u Ciebie, Ross? - spytał tata Mark.
- U mnie... Hmmm... Właściwie to bez zmian. Samotny, bezrobotny, żyjący jedynie z resztek pieniędzy pożyczonych od Andre. - odparłem zgodnie z prawdą. W sumie nie tak wyobrażałem sobie dorosłe życie, ale przecież mogło być gorzej. Mógłbym na przykład dalej znosić towarzystwo Rikera, Rocky'ego i Rylanda w naszym ciasnym mieszkanku.
- Ale teraz to się zmieni... - zaczął Riker ~ mój najstarszy brat. - Wczoraj listonosz przyniósł korespondencję. Secondary School chcą Cię przyjąć do pracy na zastępstwo na rok. - oznajmił z radością.
- Co? - zapytałem zdziwiony. - Przecież nie mam odpowiednich kwalifikacji...
- Jeśli nie wierzysz to sam zobacz. - wyjął z kieszeni kopertę i mi podał. Szybko przeczytałem treść listu.
- Ja się do tego nie nadaję. - stwierdziłem i schowałem kartkę do kieszeni.
- Gdybym chodził do szkoły, chciałbym mieć takiego nauczyciela... - mruknął wyraźnie niezadowolony z mojej decyzji Ryland ~ najmłodszy z naszej piątki.
- Ja również. - dorzucił Rocky ~ trzeci z rodzeństwa.
- Ale ja już podjąłem decyzję i jej nie zmienię. Niestety muszę im odmówić. - powiedziałem stanowczo i upiłem łyk kompotu.

----------------------
Witajcie serdecznie!
Przenieśmy się już do wakacji...
A za tydzień 1 września z perspektywy Ashtona Irwina by Rikeroholic.
Courtney Eaton - o którą ostatnio wiele osób się domaga - pojawi się w 2 rozdziale.
Pozdrowionka i zapraszam do czytania <3