Courtney
Apel z okazji rozpoczęcia roku szkolnego ciągnął się w nieskończoność. Dyrektor trzeci rok z rzędu wygłaszał to samo przemówienie, a reszta mechanicznie klaskała udając zainteresowanych.
- Ale szmira... - powiedział jak zwykle odważny Ashton, przeżuwając gumę. Ten gość zupełnie nie wie co to wyczucie. Gdybym nie wiedziała, że jest nauczycielem pomyślałabym, że to uczeń, który właśnie urwał się z lekcji i sama postanowiłabym go wychować. - Hej Court. Znasz już Rossa? - zagadnął do mnie wskazując na stojącego obok blondaska.
- Ross Lynch. Nauczyciel muzyki. - przedstawił się tamten.
- Courtney Eaton. Uczę WF-u. - uśmiechnęłam się do niego serdecznie. Postanowiłam podarować sobie dzisiaj komentarze na temat wulgarnej młodzieży i jakże trudnej pracy nauczyciela. Nie długo sam się przekona, że to nie jest taki spokojny zawód.
- A co słychać u Twojego taty? - spytał Irwin. - Ostatni rok pracy... Szczęściarz z niego. - sam sobie odpowiedział. - Ojciec Courtney też tu uczy. - zwrócił się do Lyncha. - Bycie WF-istą to chyba ich tradycja rodzinna.
- Naprawdę? - nowy zwrócił się do mnie. Trzeba przyznać, że ma piękny uśmiech. Założę się, że nigdy nie uczył.
- Naprawdę. Mój dziadek, pradziadek i wielu innych przodków też tu uczyło. - odparłam.
Rozmawialiśmy jeszcze chwilę. Nawet się nie spodziałam kiedy ten nudny apel dobiegł końca.
Ross
Gdy apel się skończył, wszyscy rozeszli się do sal. Moją była 23 ~ bardzo przestronne pomieszczenie. Stało tam pianino, a ławki ustawione w literę U. Moje biurko stało obok tablicy. Gdy uczniowie zajęli miejsca, zacząłem mówić.
- Dzień dobry. Nazywam się Ross Shor Lynch i będę waszym wychowawcą w tym roku. Jestem w tej szkole na zastępstwo za nauczycielkę muzyki ~ panią Dorothy. - krótko się przedstawiłem. - Pomyślałem, że dobrym sposobem by poznać się bliżej i zintegrować będzie pięciodniowa wycieczka nad jezioro. Na najbliższą lekcję przyniosę dokładną rozpiskę atrakcji, kosztorys oraz zgody dla rodziców. - dodałem. - A teraz chciałbym abyście opowiedzieli po krótce o sobie ~ imię, nazwisko, zainteresowania...
Calum (w tłumaczeniu)
Kupiłem kwiatki dla mojej kochanej Courtney i wróciłem pod szkołę. Był to duży, pomalowany na kremowy kolor budynek. Stałem tak i czekałem, gdy nagle drzwi się otworzyły i wyszła z nich Court. Z radością podbiegłem do niej i mocno ją przytuliłem.
Courtney
Po apelu miałam chwilę przerwy, więc wyszłam przed szkołę. Calum od razu mnie przytulił.
- Anata wa utsukushiku miemasu. - powiedział i dał mi białe tulipany. Z tonu jego głosu wywnioskowałam, że prawił mi komplement.
- Yyy... Dzięki. - odparłam i pocałowałam go czule. - Zaraz muszę wracać. Mam zebranie organizacyjne. - oznajmiłam i jeszcze raz go pocałowałam. Chyba mnie nie zrozumiał, bo spojrzał na mnie zdziwiony. - Ja. Muszę. Już. Iść. - powtórzyłam gestykulując. Tym razem zakapował o co chodzi, bo ucałował mnie w policzek i uśmiechając się poszedł do swojej limuzyny. Natomiast ja poszłam na zebranie. Zajęłam moje stałe miejsce między tatą Stephenem a Ashtonem. Chwilę późnej dołączył do nas Ross. Spojrzał na mnie swoimi hipnotyzującymi, czekoladowymi oczami i uśmiechnął się pokazując swoje idealne, białe zęby.
- Coś przegapiłem? - spytał Lynch.
- Nie. Nawet nie zaczęliśmy. - odpowiedziałam i uśmiechnęłam się do niego równie serdecznie jak on przed chwilą do mnie.
------------------------
Witajcie serdecznie z Warszawy!
W przyszłym tygodniu podzielę się z Wami zdjęciami (jeśli jakieś zrobię).
W dzisiejszym rozdziale (w końcu) poznaliśmy Courtney... Ale Ashton i tak wymiata.
Wczoraj dodałam Prolog na nowy blog, na który serdecznie zapraszam :)
Wczoraj dodałam Prolog na nowy blog, na który serdecznie zapraszam :)
Pozdrowionka i do następnego <3