Ashton
Ross wreszcie się odważył. Tyle razy mówiłem mu,
żeby wyznał Courtney co czuje.
- Ross, ale... Ale ja biorę ślub z Calumem. -
dziewczyna odwróciła się w stronę Lyncha.
- Nie zaprzeczaj. Przecież też mnie kochasz. -
szepnął, a goście patrzyli na nich niczym na bohaterów telenoweli.
Sam Calum stał w miejscu i zapewne nie wiedział o
co chodzi.
- Lynch, nie rób sceny i pozwól Courtney być
szczęśliwą. - wtrącił się pan Stephen i odsunął Rossa, szarpiąc go za koszulkę.
- Proszę kontynuować. - zwrócił się do księdza.
- Nie. - Eaton odezwała się surowo. - Cal... -
spojrzała na narzeczonego. - Wybacz, ale... Ty i ja jesteśmy w dwóch innych
światów. To nie ma szans. Wybacz. - oddała bukiet Latimer i chciała wybiec.
- Zaczekać! - niespodziewanie po raz pierwszy, od kiedy się znamy Calum
odezwał się "po naszemu", skupiając w ten sposób uwagę wszystkich
zebranych.
- Hej! Ty znasz nasz język! - zawołałem z
radością i przybiłem mu pionę.
- Ja trrrochę rozumieć. - kontynuował, niezdarnie
sklejając zdania.
- Więc wiesz, że Court nie będzie Twoją żoną? -
spytałem.
- Tak.
Courtney... - spojrzał na dziewczynę. - My zostać przyjaciel?
- Ależ oczywiście! - odparła, a on nadal
wpatrywał się w nią, jakby nie zrozumiał. - Aha, sorry. Może to zbyt trudne dla
Ciebie... Tak, my zostać przyjaciel. - dorzuciła i wtuliła się w niego.
Wszyscy goście zaczęli klaskać. Tylko pan Eaton
wyglądał na zawiedzonego.
- Ekhę... - ksiądz zwrócił na siebie uwagę. -
Wobec tego ślub nie został zawarty. Udzielę tylko błogosławieństwa wszystkim
zebranym i...
- Proszę zaczekać! - odezwał się Ross. -
Courtney... A może Ty i ja...? - spojrzał na nią wyczekująco. Dziewczyna nie
zdążyła nic odpowiedzieć, bo uczniowie zeszli z chóru, otoczyli parę i zaczęli
skandować "Rourtney! Rourtney!"
Ta dzisiejsza młodzież... Jak tu ich nie kochać!
Choć czasem działają mi na nerwy to urocze jest to jak wierzą w miłość i, że
zawsze chcą zakończenia jak z fanfic'u. Chociaż trzeba przyznać, że i ja dałem
się ponieść emocjom i po chwili pokrzykiwałem wraz z nimi.
- Dobra, dobra. Stop! - Eaton uniosła ręce do
góry. - Wyjdę za Ciebie, Ross! - przyciągnęła chłopaka do siebie i namiętnie
pocałowała.
Po chwili wznowiono uroczystość. Szczęśliwa
młodzież wróciła na chór i śpiewała z radością Hallelujah.
Calum odsunął się z przed ołtarza, żeby ustąpić
miejsce rywalowi i usiadł koło mnie. Na pewno było mu przykro, z powodu tego
rozstania, ale starał się tego nie okazywać.
- Hej! Głowa do góry Cal! - objąłem go ramieniem.
- Na świecie jest jeszcze tyle innych
kobiet...
- A ja nie chcieć żadnej. - powiedział, co w tej
sytuacji było jak najbardziej normalne. Pewnie jeszcze długo będzie pamiętał o
tej kompromitacji. - Ja... Watashi wa
anata o aishite. - dodał coś niezrozumiałego po swojemu.
- Co powiedziałeś? - spytałem szeptem.
- Watashi wa
anata o aishite.- powtórzył.
- Przepraszam. Nadal nie rozumiem. - dodałem.
- Watashi wa
anata o aishite. - krzyknął, aż Court odwróciła się od ołtarza.
- Hej, Ash! Chyba masz adoratora! Powiedział, że
Cię kocha. - objaśniła. Spojrzałem na rozpromienione oczy Hooda.
- Ja też Cię aishiteimasu. - wyznałem i objąłem
go, przy oklaskach zebranych przyjaciół.
Ceremonia zaślubin Rossa i Courtney trwała prawie
dwie godziny. Wszyscy tak się rozbawili, że nawet ksiądz opowiadał na kazaniu
dowcipy. A ja... bardzo się cieszę z wyznania Caluma. Teraz w końcu wiem,
dlaczego nigdy nie miałem dziewczyny. Może po prostu od początku wolałem
chłopców...
Savannah
Ale nam Court numer odwaliła! Tego bym się po
niej nie spodziewała! To ja zawsze byłam ta niegrzeczna. A tu proszę...
Kiedy dojechaliśmy na salę weselną postanowiłam
poderwać Rika. Skoro on jest bratem Rossa, Ross jest teraz mężem Court, a ja i
ona zawsze byłyśmy jak siostry to chyba nie powinno być nic trudnego. Chłopak
siedział w pobliżu młodej pary.
- Hej! - przysiadłam się koło niego.
- Oh, wy chyba nie mieliście okazji się poznać. -
Court wskoczyła między nas. - To jest Vanni, moja przyjaciółka...
- Tak. Znamy się. - przerwał jej mój wymarzony
blondasek. - Jak tam Twoje studio fitness? - zagadał.
- Studio fitness? Oh, Vanni. Nie wiedziałam, że
wreszcie dostałaś pracę. Gratulacje! -
wtrąciła Court, a ja zrobiłam minę jakbym miała ją zabić.
- Przecież Savannah jest właścicielką Fit &
Fun od ponad roku. Prawda? - chłopak opowiedział, to co wymyśliłam podczas
naszego pierwszego spotkania. - Wprowadziliście już te nowe zajęcia dla
mężczyzn? Byłbym zainteresowany. - dodał.
- Ja... ja... Przepraszam, muszę wyjść do
toalety. - powiedziałam i wybiegłam. W tym momencie chciałam zapaść się pod
ziemię.
Courtney
Co ta Vanni sobie myślała? Przecież na kłamstwie
nie zbuduje się stabilnego związku. Muszę jakoś jej pomóc.
- Przepraszam, pójdę po Vanni. Długo jej nie ma.
- odeszłam od stołu.
Tak jak myślałam znalazłam zapłakaną przyjaciółkę
w toalecie.
- Hej, Vanni! Wyjdź do nas! - prosiłam.
- Nie wyjdę. Jestem idiotką... - zaszlochała. -
Jak mogłam go tak okłamać?! Wstyd mi teraz spojrzeć mu w oczy.
- Przyznam, że to nie było zbyt mądre. -
powiedziałam łagodnie. - Ale przecież wszystko może jeszcze da się jakoś
naprawić.
- Jak? – uchyliła drzwi kabiny.
- Rozmową. – rzuciłam. – Przyznaj się, że
kłamałaś, ale powiedz, że zrobiłaś to dlatego, że Ci się podoba i chciałaś mu
zaimponować. Widzisz… Nie zawsze dobrze jest udawać kogoś kim się nie jest. –
dodałam niczym rasowy pedagog. Chyba wreszcie odkryłam swoje zawodowe
powołanie. Do tej pory myślałam, że jestem Wf-istką, bo to taka nasza rodzinna
tradycja. – Chodź. Musimy trochę poprawić makijaż. – chwyciłam Latimer za rękę
i zaczęłam ogarniać rozmazany tusz z jej ślicznej twarzy.
Kiedy wyszłyśmy z toalety natknęłyśmy się na
Rikera.
- Rik, ja… - moja przyjaciółka chciała się
tłumaczyć.
- Nic nie mów. Ross wszystko mi powiedział. –
rzucił blondyn.
- I…? – Vanni wpatrywała się w niego jak gdyby
czekała na wyrok.
- Myślałaś, że nie polubię Cię takiej jaka jesteś
naprawdę? – uśmiechnął się do niej życzliwie. – Szczerze to bez różnicy, czy
jesteś tą kierowniczką, czy roznosisz ulotki. Ja serio Cię polubiłem. To co,
pójdziemy zatańczyć moja mała kłamczuszko? – wyciągnął do niej dłoń.
- Eee… - Vanni zacięła się i odpowiedziała
dopiero kiedy przywaliłam jej z łokcia w bok. – Jasne. – podała mu swoją
malutką rączkę.
Patrzyłam jak para wiruje szczęśliwa w tańcu.
- Oh ta Vanni… - powiedziałam sama do siebie.
------------------------------
Witajcie serdecznie!
To już ostatni rozdział, za tydzień pojawi się jeszcze Epilog.
Nasza utalentowana Rikeroholic narysowała specjalnie do dzisiejszego rozdziału rysunek z Rourtney. A o to i on:
Mi osobiście bardzo się podoba. Piszcie co o tym sądzicie. Być może jeszcze kiedyś otrzymamy rysunek od Rikeroholic ;)
Pozdrowionka i do wtorku <3