wtorek, 13 września 2016

Epilog

Ashton
Od ślubu Rossa i Courtney minął rok. Państwo Lynch zamieszkali w małym domku, w którym Ross mieszkał jeszcze za kawalera. Teraz ma żonę i Rydel nie musi już gotować mu obiadków.
Pan Lynch świetnie zaadaptował się w pracy nauczyciela i pozostał na stanowisku ku uciesze młodzieży. Tymczasem jego śliczna żona jest na urlopie macierzyńskim, gdyż niedawno urodziła ślicznego synka. Już teraz czule mówi do niego, że w przyszłości zostanie WF-istą jak cała ich rodzina. Z kolei ojciec chce, by został nauczycielem muzyki. Tak czy inaczej malec skazany jest na branżę edukacyjną.
Pan Stephen przeszedł na zasłużoną emeryturę i pomaga Courtney w opiece nad wnukiem. W sumie to cieszy się, że nie ma skośnookiego zięcia. Stara się polubić Rossa i to z dobrym efektem.
Brat Rossa, Riker, spotyka się z przyjaciółką Court, Vanni. Chłopak jest niezmiernie dumny, że jego towarzyszka ukończyła kurs technika kosmetycznego i rozpoczęła pracę w niewielkim salonie upiększającym niedaleko jego domu. Latimer jest teraz na tyle samodzielna finansowo, że nie przychodzi już na zupę do sąsiadów.
Michael nadal prowadzi imprezowe życie i irytuje przybranego brata, Luke’a. Luke wreszcie zdał sobie sprawę, że nie można trzymać pingwina w domu, więc kupił husky’ego i został wolontariuszem w ZOO, gdzie może na co dzień oglądać swoje ulubione zwierzęta.
No i na koniec ja! Ostatecznie wyprowadziłem się od Hemmingsa razem z Calumem i moim pieskiem Soserem. Choć właściciel początkowo rozpaczał, musiał się pogodzić z tym, że nie będzie już miał takich fajnych lokatorów i nie będzie miał z kogo ściągać zawyżonych czynszów. Obiecaliśmy, że od czasu do czasu będziemy go odwiedzać. Mimo, że mój chłopak jest tak bogaty, że oboje nie musielibyśmy pracować, ja nie porzuciłem uczenia. Szczerze, pokochałem już tę pracę, te niegrzeczne dzieci, irytujących rodziców, zdziwaczałe grono pedagogiczne i marudnego dyrektora… Bez nich byłoby mi nudno. Wiadomość o tym, że jestem homoseksualny szybko rozeszła się po szkole, ale nie miałem z tego powodu nieprzyjemności. Wręcz dzięki mnie młodzież bardziej się otworzyła na inność.

----------------------------
Witajcie!
To już koniec tej historii. Było mi naprawdę miło współtworzyć ją z Rikeroholic i dzielić się efektem z Wami, Drodzy Czytelnicy. Dziękuję wszystkim co byli ze mną przez cały ten czas, czytali i komentowali. Jesteście wspaniali <3
Już dziś startuje nowy blog - 'Basement party' z Maxem Schneiderem w roli głównej - a pasmo zmienia nazwę na 'Imprezowe Wtorki'. Godzina 8:00 - jak zwykle.
Pozdrawiam serdecznie i do napisania na nowym blogu!

wtorek, 6 września 2016

Rozdział 21

Ashton
Ross wreszcie się odważył. Tyle razy mówiłem mu, żeby wyznał Courtney co czuje.
- Ross, ale... Ale ja biorę ślub z Calumem. - dziewczyna odwróciła się w stronę Lyncha.
- Nie zaprzeczaj. Przecież też mnie kochasz. - szepnął, a goście patrzyli na nich niczym na bohaterów telenoweli.
Sam Calum stał w miejscu i zapewne nie wiedział o co chodzi.
- Lynch, nie rób sceny i pozwól Courtney być szczęśliwą. - wtrącił się pan Stephen i odsunął Rossa, szarpiąc go za koszulkę. - Proszę kontynuować. - zwrócił się do księdza.
- Nie. - Eaton odezwała się surowo. - Cal... - spojrzała na narzeczonego. - Wybacz, ale... Ty i ja jesteśmy w dwóch innych światów. To nie ma szans. Wybacz. - oddała bukiet Latimer i chciała wybiec.
- Zaczekać! - niespodziewanie  po raz pierwszy, od kiedy się znamy Calum odezwał się "po naszemu", skupiając w ten sposób uwagę wszystkich zebranych.
- Hej! Ty znasz nasz język! - zawołałem z radością i przybiłem mu pionę.
- Ja trrrochę rozumieć. - kontynuował, niezdarnie sklejając zdania.
- Więc wiesz, że Court nie będzie Twoją żoną? - spytałem.
- Tak.  Courtney... - spojrzał na dziewczynę. - My zostać przyjaciel?
- Ależ oczywiście! - odparła, a on nadal wpatrywał się w nią, jakby nie zrozumiał. - Aha, sorry. Może to zbyt trudne dla Ciebie... Tak, my zostać przyjaciel. - dorzuciła i wtuliła się w niego.
Wszyscy goście zaczęli klaskać. Tylko pan Eaton wyglądał na zawiedzonego.
- Ekhę... - ksiądz zwrócił na siebie uwagę. - Wobec tego ślub nie został zawarty. Udzielę tylko błogosławieństwa wszystkim zebranym i...
- Proszę zaczekać! - odezwał się Ross. - Courtney... A może Ty i ja...? - spojrzał na nią wyczekująco. Dziewczyna nie zdążyła nic odpowiedzieć, bo uczniowie zeszli z chóru, otoczyli parę i zaczęli skandować "Rourtney! Rourtney!"
Ta dzisiejsza młodzież... Jak tu ich nie kochać! Choć czasem działają mi na nerwy to urocze jest to jak wierzą w miłość i, że zawsze chcą zakończenia jak z fanfic'u. Chociaż trzeba przyznać, że i ja dałem się ponieść emocjom i po chwili pokrzykiwałem wraz z nimi.
- Dobra, dobra. Stop! - Eaton uniosła ręce do góry. - Wyjdę za Ciebie, Ross! - przyciągnęła chłopaka do siebie i namiętnie pocałowała.
Po chwili wznowiono uroczystość. Szczęśliwa młodzież wróciła na chór i śpiewała z radością Hallelujah.
Calum odsunął się z przed ołtarza, żeby ustąpić miejsce rywalowi i usiadł koło mnie. Na pewno było mu przykro, z powodu tego rozstania, ale starał się tego nie okazywać.
- Hej! Głowa do góry Cal! - objąłem go ramieniem. -  Na świecie jest jeszcze tyle innych kobiet...
- A ja nie chcieć żadnej. - powiedział, co w tej sytuacji było jak najbardziej normalne. Pewnie jeszcze długo będzie pamiętał o tej kompromitacji. - Ja... Watashi wa anata o aishite. - dodał coś niezrozumiałego po swojemu.
- Co powiedziałeś? - spytałem szeptem.
- Watashi wa anata o aishite.- powtórzył.
- Przepraszam. Nadal nie rozumiem. - dodałem.
- Watashi wa anata o aishite. - krzyknął, aż Court odwróciła się od ołtarza.
- Hej, Ash! Chyba masz adoratora! Powiedział, że Cię kocha. - objaśniła. Spojrzałem na rozpromienione oczy Hooda.
- Ja też Cię aishiteimasu. - wyznałem i objąłem go, przy oklaskach zebranych przyjaciół.
Ceremonia zaślubin Rossa i Courtney trwała prawie dwie godziny. Wszyscy tak się rozbawili, że nawet ksiądz opowiadał na kazaniu dowcipy. A ja... bardzo się cieszę z wyznania Caluma. Teraz w końcu wiem, dlaczego nigdy nie miałem dziewczyny. Może po prostu od początku wolałem chłopców...

Savannah
Ale nam Court numer odwaliła! Tego bym się po niej nie spodziewała! To ja zawsze byłam ta niegrzeczna. A tu proszę...
Kiedy dojechaliśmy na salę weselną postanowiłam poderwać Rika. Skoro on jest bratem Rossa, Ross jest teraz mężem Court, a ja i ona zawsze byłyśmy jak siostry to chyba nie powinno być nic trudnego. Chłopak siedział w pobliżu młodej pary.
- Hej! - przysiadłam się koło niego.
- Oh, wy chyba nie mieliście okazji się poznać. - Court wskoczyła między nas. - To jest Vanni, moja przyjaciółka...
- Tak. Znamy się. - przerwał jej mój wymarzony blondasek. - Jak tam Twoje studio fitness? - zagadał.
- Studio fitness? Oh, Vanni. Nie wiedziałam, że wreszcie dostałaś pracę. Gratulacje!  - wtrąciła Court, a ja zrobiłam minę jakbym miała ją zabić.
- Przecież Savannah jest właścicielką Fit & Fun od ponad roku. Prawda? - chłopak opowiedział, to co wymyśliłam podczas naszego pierwszego spotkania. - Wprowadziliście już te nowe zajęcia dla mężczyzn? Byłbym zainteresowany. - dodał.
- Ja... ja... Przepraszam, muszę wyjść do toalety. - powiedziałam i wybiegłam. W tym momencie chciałam zapaść się pod ziemię.

Courtney
Co ta Vanni sobie myślała? Przecież na kłamstwie nie zbuduje się stabilnego związku. Muszę jakoś jej pomóc.
- Przepraszam, pójdę po Vanni. Długo jej nie ma. - odeszłam od stołu.
Tak jak myślałam znalazłam zapłakaną przyjaciółkę w toalecie.
- Hej, Vanni! Wyjdź do nas! - prosiłam.
- Nie wyjdę. Jestem idiotką... - zaszlochała. - Jak mogłam go tak okłamać?! Wstyd mi teraz spojrzeć mu w oczy.
- Przyznam, że to nie było zbyt mądre. - powiedziałam łagodnie. - Ale przecież wszystko może jeszcze da się jakoś naprawić.
- Jak? – uchyliła drzwi kabiny.
- Rozmową. – rzuciłam. – Przyznaj się, że kłamałaś, ale powiedz, że zrobiłaś to dlatego, że Ci się podoba i chciałaś mu zaimponować. Widzisz… Nie zawsze dobrze jest udawać kogoś kim się nie jest. – dodałam niczym rasowy pedagog. Chyba wreszcie odkryłam swoje zawodowe powołanie. Do tej pory myślałam, że jestem Wf-istką, bo to taka nasza rodzinna tradycja. – Chodź. Musimy trochę poprawić makijaż. – chwyciłam Latimer za rękę i zaczęłam ogarniać rozmazany tusz z jej ślicznej twarzy.
Kiedy wyszłyśmy z toalety natknęłyśmy się na Rikera.
- Rik, ja… - moja przyjaciółka chciała się tłumaczyć.
- Nic nie mów. Ross wszystko mi powiedział. – rzucił blondyn.
- I…? – Vanni wpatrywała się w niego jak gdyby czekała na wyrok.
- Myślałaś, że nie polubię Cię takiej jaka jesteś naprawdę? – uśmiechnął się do niej życzliwie. – Szczerze to bez różnicy, czy jesteś tą kierowniczką, czy roznosisz ulotki. Ja serio Cię polubiłem. To co, pójdziemy zatańczyć moja mała kłamczuszko? – wyciągnął do niej dłoń.
- Eee… - Vanni zacięła się i odpowiedziała dopiero kiedy przywaliłam jej z łokcia w bok. – Jasne. – podała mu swoją malutką rączkę.
Patrzyłam jak para wiruje szczęśliwa w tańcu.
- Oh ta Vanni… - powiedziałam sama do siebie.

------------------------------
Witajcie serdecznie!
To już ostatni rozdział, za tydzień pojawi się jeszcze Epilog.
Nasza utalentowana Rikeroholic narysowała specjalnie do dzisiejszego rozdziału rysunek z Rourtney. A o to i on:
Mi osobiście bardzo się podoba. Piszcie co o tym sądzicie. Być może jeszcze kiedyś otrzymamy rysunek od Rikeroholic ;)
Pozdrowionka i do wtorku <3